“Malarzu nasz, któryś jest w niebie” z pewnością jest książką niepowtarzalną, opartą na bardzo nowatorskim pomyśle na fabułę. Początkowo, muszę się przyznać, niezwykle abstrakcyjny wstęp niepozwalający uchwycić się w żadne ramy, lekko mnie dekoncentrował i miałam przez to obawy co do powodzenia dalszej lektury. Jednak po dwóch, czy trzech rozdziałach (tutaj nazywanych obrazami) poczułam niezwykłe zaciekawienie tym, jak zostanie rozwinięta ta oryginalna idea. Czytelniku, przygotuj się na to, że w tej krótkiej, ale treściwej historii wszystko ocieka surrealistyczną farbą i może zdarzyć się w niej naprawdę nieoczekiwane!
Pan Dariusz Kunicki, Autor książki, namalował powieść bardzo płynnym, naturalnym słownictwem. Tekst czyta się naprawdę przyjemnie i nawet te spekulatywne w niej zdarzenia dają wrażenie realnych, przy tak lekkim piórze. Całość treści przepełniona jest terminologią ze świata malarzy oraz niespotykaną wizją powstania świata, zaczerpniętą z wiary katolickiej, natomiast zinterpretowaną w bardzo niepospolitej formie.
Książka ma dwieście dwadzieścia stron i dzięki temu czyta się ją niezwykle szybko, choć pełna jest treści skłaniającej Czytelnika do przemyśleń. Już sama okładka jest bardzo ciekawa, przyciąga wzrok przez zindywidualizowanie szesnastowiecznego fresku Michała Anioła, “Stworzenia Adama”, znanego prawie każdemu, we własną kreację (czyżby Autora..?), na której to Adam zamiast przyjmować bożą iskrę, pokazuje niejednoznaczny gest w kierunku swojego Stwórcy. Już po tej grafice należałoby przyjąć, że zawartość powieści warto potraktować z dystansem i zauważyć, iż nie jest ona przeznaczona dla osób bezkompromisowo podchodzących do swojego życia religijnego.
Głównymi bohaterkami tej publikacji są dwie kobiety. Pierwsza z nich to Amelia, studentka malarstwa, podejmująca się pewnego zadania, od powodzenia którego zależą dalsze losy ludzkości. Dziewczyna poznaje kilka zadziwiających postaci z boskiego półświatka i dowiaduje się, że… cała nasza rzeczywistość jest namalowanym obrazem, a Bóg to malarz, kreator wszystkiego, co się na nim znajduje. Drugą główną postacią w książce jest Justyna, młoda siostra zakonna, która poświęcając swoje życie Bogu, w skrytości maluje obrazy przepełnione erotyzmem. Oj, przy czytaniu akapitów, w których mowa o tej grzesznej zakonnicy można nabawić się rumieńców ;) Autor wykazuje się w swojej powieści ogromnym poczuciem humoru i niespożytymi pokładami kreatywnej wyobraźni, bo tak pozytywnie zakręconej historii o postrzeganiu rzeczywistości i z takimi bohaterami chyba jeszcze nie czytałam.
Uważam, że mamy tutaj do czynienia z całkiem dobrze napisaną pozycją z gatunku fantastyki. Połączenie jej z filozoficznym wydźwiękiem wiary oraz z twórczą stroną świata artystycznego, bardzo silnie przemawia do wyobraźni i prowokuje Odbiorcę do własnej analizy i przeglądu swoich wartości. Odnoszę wrażenie, że ta publikacja nie powinna być przyczynkiem do powstania jakiegoś konfliktu i stawania obrońców różnych tez po dwóch stronach barykady, a raczej może stanowić niejako pole do kreatywnych rozmów o naturze wiary, początkach życia. Bo tak jak świetnie Autor ujął to w początkowym cytacie Susan B. Anthony: “Nie ufam ludziom, którzy wiedzą czego chce Bóg, bo dziwnym trafem zawsze pokrywa się to z tym, czego oni sami chcą” tak i sama treść tej historii pokazuje, że spojrzeń na rzeczy, o których nie mamy tak naprawdę pojęcia może być naprawdę wiele.
Do czego zmierza ta opowieść? Sądzę, że każdy powinien sam na to pytanie sobie odpowiedzieć, dlatego też i każdemu polecam zapoznać się z tą książką. Rozbudowana warstwa filozoficzna potrafi rzucić nowe światło na pewne zakorzenione w społeczeństwie dogmaty i rozświetlić myśli tam, gdzie wydawać by się mogło, dawno zgasło światło rozważań nad istotą świata.