💎„– Przepraszam, po prostu (…) Miałam dziwne sny. Koszmary, z jakich nie potrafiłam się obudzić. Miałam wrażenie, że nie ma cię już obok.”.💎
„Wschodzący Księżyc” Agaty Konefał to drugi tom wspaniałej Trylogii Dnia i Nocy ☀️🌙 oraz mój trzeci patronat, z którego jestem bardzo dumna. Cieszę się, że mogłam wziąć tę historię pod swoje skrzydła. Jeszcze raz dziękuję bardzo autorce za zaufanie i możliwość patronowania tak cudownej historii.
Jest to opowieść (w skrócie) opowiadająca o dwóch zwaśnionych plemionach — Słońca oraz Księżyca i ich wspólnym wrogu. Niedługo potem Księżyc spotyka Słońce. Zostaną przyjaciółmi czy wrogami? Jako że to drugi tom, aby nie zepsuć Wam wrażeń z czytania, to nie zdradzę nic.
„Wschodzący Księżyc” jest kontynuacją perfekcyjną. Często bywa tak, iż drugi tom cierpi na klątwę drugiego tomu, ale w tym wypadku nie ma klątwy, a jedynie jest bardzo dobra kontynuacja. Po „Gasnącym Słońcu”, jakie było ciekawą angażującą, prostą, ale taką, przy której możemy się zrelaksować lekturą, „Wschodzący Księżyc” wypada nieco inaczej.
Otóż drugi tom jest bardziej rozbudowany, część wątków się rozwiązuje, lecz dochodzą też nowe pytania, a odpowiedzi brak, akcja staje się bardziej dynamiczna, mniej przewidywalna i całkiem sporo się dzieje, powiedziałabym, iż więcej, niż w poprzedniku. Rozwija się także wątek romansowy pomiędzy bohaterami, który zostaje poprowadzony naprawdę uroczo.
Jednym z wątków, jaki występuje w książce, jest próba przewidzenia przyszłości z kart, co z kolei prowadzi do tego, że bohaterowie mają wyznaczony cel, do jakiego dążą, choć zarazem jest to gonitwa z czasem i długa droga, nim cokolwiek się uda. Dosłownie i w przenośni. Autorka nie oszczędza przeszkód w drodze postaciom, więc trzyma nas w niepewności co dalej. Przy okazji przedstawiony świat został bardziej rozbudowany, otrzymaliśmy szansę poznać lepiej Kiroho. Krainę pełną niebezpieczeństw, zamieszkiwaną przez plemiona, dzikich, wróżki oraz różnorodne stworzenia, które bliżej poznajemy w tym tomie, Zostało to wprowadzone bardzo naturalnie i fajnie. A wątek wróżek uwielbiam! Agata Konefał dobrze go rozwinęła, a przy tym wciąż chce się wiedzieć więcej, bo zdecydowanie jest tajemniczy, pewnych sekretów wróżek nie dowiedzą się nawet bohaterowie, bo wróżki to istoty tajemnicze.
W tej powieści bardzo lubię większość bohaterów, co zdarza się u mnie naprawdę rzadko. Główni bohaterowie – Levone i Sonya są świetnie wykreowani. Levone ma osiemnaście lat, a jest niezwykle dojrzały jak na swój wiek, ale dlaczego taki jest, a nie inny, zostało bardzo dobrze ukazane. Sonya, choć początkowo była cicha i skryta, w tym tomie poznajemy ją od innej strony. Wykazuje się odwagą, kiedy trzeba, ale też jej kreacja wychodzi poza schematy tego, że bohaterka musi być albo nieśmiała, albo pyskata. A na dodatek możemy lepiej poznać Masinę i jej perspektywę, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Jeszcze muszę wspomnieć o gwieździe tego tomu, w „Gasnącym Słońcu” dla mnie był to Levone, ale teraz Mound rządzi. No, kocham go i jego paplaninę. Celi i motywów naszego antagonisty nie jesteśmy w stanie zrozumieć, lecz zapewne trzeci tom przyjdzie z pomocą.
Relacje pomiędzy bohaterami są bardzo dobrze zarysowane. Duet Levonego i Mounda to złoto i jeden z powodów, dla których warto sięgnąć po tę trylogię. Wątek romantyczny został idealnie przedstawiony. Nie jest go za mało ani za dużo. Relacja między, nimi jest niezwykle urocza i miło się o nich czyta. Sonya i Levone rozgrzewają serce. Agata Konefał zdecydowanie potrafi nie tylko pisać fantastyczne historie, ale też tworzyć relacje romantyczne między postaciami, jakie czyta się z prawdziwą przyjemnością.
O czym powinnam jeszcze wspomnieć? Uwielbiam styl pisania autorki. Pisze w sposób lekki, tworząc piękne opisy nocy, dnia i różnych lokacji. Trzeba wiedzieć, że we „Wschodzącym Księżycu” duża część akcji kręci się wokół podróży, która ma kluczowe znaczenie w fabule, przez co poznajemy lepiej inne miejsca, jakich opisy są ładnie napisane.
Świat przedstawiony został genialnie wykreowany. Oprócz bajecznej Ilargii, poznajemy też lepiej Płonące Sol i Plemię Słońca, które być może nie jest, aż tak złe, jak się wydaje.
Reasumując „Wschodzący Księżyc” Agaty Konefał jest magicznym, barwnym ciągiem dalszym pierwszego tomu, od którego jest nawet lepszy, przez co stawia poprzeczkę „Zaćmieniu” – trzeciemu tomowi. Wyróżnia się dynamiczną akcją, oryginalnością, kreacją bohaterów i magią dnia i nocy, jaką dostrzeżecie w opisach autorki. Zdecydowanie polecam. Ode mnie otrzymuję 10/10 i nie mogę się doczekać finału tej trylogii.