Chyba nikogo nie zdziwi, jak napiszę, że kiedy pierwszy raz zetknęłam się z panią Bovary kilkanaście lat temu, kompletnie mi się nie spodobała. Tak zwyczajnie, wydawała mi się ona zbyt banalna. I jak wielu innych czytelników, tak naprawdę nie polubiłam Emmy, która nie wydawała się ani inteligentna, ani czarująca. Ale jednak, ta książka stała się jednym z nielicznych utworów beletrystycznych, które czytam raz za razem, dekada po dekadzie, i za każdym razem wydaje się inna, jakby Flaubert i jego bohaterka podążali za mną przez życie. Jakbym ja sama żyła gdzieś obok, żyła wraz z bohaterami.
Emma Bovary jest każdą z nas. W każdej z nas kryją się nieosiągalne pragnienia, które wyznaczają rytm naszego życia. Dla Pani Bovary te pragnienia okazały się być zgubne, jej nieszczęściem było błędne postrzeganie samej siebie, własne odbicie w swoich marzeniach i fikcji. Ciągle pragnęła czegoś innego, wciąż gubiła się w swoich fantazjach, raniła wszystkich dookoła, raniła samą siebie. Emma to tak jedna z najtragiczniejszych postaci w dziejach literatury i jednocześnie genialny portret psychologiczny postaci. A jednak Świat nie jest czarno-biały. Subtelności i niuanse postaci Emmy uczyniły ją bardziej realną – i gdybym był mężczyzną, mógłbym ją skandalicznie potępić lub napiętnować słowami kluczowymi, takimi jak samolubna i cudzołożnica, mimo wszystko te, które są prawdziwe; ale była o wiele więcej, a jako kobieta zawsze mogłem się z nią utożsamiać na pewnym poziomie - niestety... pamięta się też jej koniec, który był odpowiednio tragiczny. A jednak, świat nie jest czarno-biały. Subtelności i niuanse postaci Emmy uczyniły ją bardziej realną. I zapewne można ją skandalicznie potępiać lub napiętnować, określając jako samolubną, czy cudzołożnicę, ale była ona kimś o wiele więcej, a sama jako kobieta, na pewnym poziomie, zawsze mogłam się z nią utożsamiać.
A do tego sam styl Flauberta, który posiada niesamowity blask, który jest zarówno skomplikowany jak i wzruszający, budząc w człowieku głębokie emocje. Można rzec, że stylistycznie jest to proza robiąca to, co ma robić poezja. Pani Bovary ma w sobie tą doskonałość, która naznacza czytelnika na długo, która sprawia, że wracam do tej historii raz za razem.
"Madame Bovary c'est moi" powiedział sam Flaubert, ale tak naprawdę większość z nas mogłaby nią być. Romantyczną duszą, przesiąkniętą literaturą, z wysokimi oczekiwaniami co do rzeczywistości. Kochającą rozpaczliwie, by nie być kochaną tak bardzo, jak byśmy chciały. A pustka, którą wytworzyło nieszczęście, wypełniamy materialistycznymi rzeczami, mając nadzieję, że sprawią one, że w końcu będziemy wystarczająco zadowolone. Na próżno. Mogę beztrosko stwierdzić, że Emma Bovary jest najbardziej współczesną bohaterką klasyki i być może, jeśli czytając tę książkę, czujemy się zirytowane, to tylko dlatego, że sama Emma jest zbyt do nas podobna. A sam Flaubert być może wyświadczył nam ogromną przysługę tworząc powieść tak szczegółową i cudowną. I być może po tych kilkunastu latach od pierwszego z nią spotkania, potrafię napisać: Emmo, Twoja historia już na zawsze będzie moją. Będę ją czcić w swoim sercu jak żadną inną..