Dzisiaj zaprezentuje Wam książkę, której nieco się obawiałam. Jest to książka o Afryce, a dokładniej o Afrykańskiej wiosce, o zamieszkach w mieście, o ucieczce, ukrywaniu się, o radykalnej zmianie życia, o służącym i jego pracodawcach... Zazwyczaj nie sięgam po takie książki... Dlaczego? Chyba dlatego, że są one dla mnie za smutne, że podczas czytania płacze jak bóbr... Przy tej powieści tak nie było. Nie jest ona aż tak straszna jak się spodziewałam. Sięgnęłam po nią bo zainteresował mnie opis. Spodziewałam się jednak czegoś nieco innego...
Rodzina Smalsów - biali ludzie, czteroosobowa rodzina mieszkająca w Afryce w mieście Soweto. To tutaj było ich życie, tutaj był ich cały świat. Więc kiedy na ulicach zaczęły wybuchać zamieszki postanowili zostać w swoim domu, w dorobku swojego życia. Nie mieli zamiaru uciekać i zostawić wszystkiego co mają. Jednak zamieszki przybrały na sile, płonące i okradzione domu, zniszczone sklepy, wybuchy kopalni, samonaprowadzające rakiety. Tego było już za wiele, nie mieli wyjścia, musieli uciekać. Wybawcą okazał się July, ich czarnoskóry służący, który pracował dla nich od piętnastu lat. Zabrał ich do swojej rodzinnej wioski, dał dach nad głową, pomógł kiedy nie mieli już kompletnie nic. Jednak teraz role się odwróciły. To on był ich wybawicielem, a oni nie byli mu już potrzebni. Teraz on zaczyna się rządzić, a oni mają niewiele do powiedzenia...
Główną narratorką jest tutaj Maureen - biała Pani, żona Bama, matka Victora i Giny, pracodawczyni Julya. Wszystko co dzieje się w wiosce jest opisywane przez nią. Zobaczymy jak ona postrzega swoje "nowe" życie, jak bardzo przeżywa to jak teraz muszą żyć, jak okropnie tęskni za tym co było jeszcze tak niedawno... Na dodatek okazuje się, że ich służący July, dotąd bardzo oddany i uczciwy, wcale nie jest taki krystaliczny jak mogłoby się wydawać. Maureen odnajduje w jego rodzinnym domu przedmioty, które w dziwnych okolicznościach znikały z ich domu w mieście. Na dodatek to teraz July jest tutaj szefem.
Książka ta nie jest żadną porywająco powieścią... Akcja cały czas toczy się w środku buszu, w malutkiej, zacofanej, afrykańskiej wiosce, gdzie domy są lepiankami, a mycie i pranie odbywa się w tej samej brudnej rzece. Powiem szczerze, że książka ta nie trzyma w napięciu, jednak na swój sposób wzbudza zainteresowanie. Byłam ciekawa jak dalej potoczą się losy tej białej rodziny, chciałam dowiedzieć się jak to się zakończy, czy zamieszki w miastach się uspokoją, czy będą mogli wrócić do swojego rodzinnego domu, do dawnego życia, czy już na zawsze zostaną w tym nieznanym, dziwnym świecie, gdzie traktowani są jak obcy, jak przybysze z innej planety... Nie za wiele się jednak dowiedziałam. Brakowało mi tutaj jakiegoś lepszego zakończenia, nie koniecznie happy endu ale jednak czegoś co zakańcza tę powieść. Tutaj skończyło się tak jakby miał być ciąg dalszy. Chociaż z drugiej strony powiem Wam, że działa to na wyobraźnię. Po zakończeniu książki sama wyobrażałam sobie ciąg dalszy ;)
Powieść ta nie porywa, ale na pewno ukazuje emocje bohaterów, a odczuwają oni naprawdę bardzo wiele. Strach, niepewność, tęsknota, smutek, złość, niemoc... To tylko niektóre z nich... Znajdziemy tutaj dużo opisów różnych sytuacji, ludzi, rzeczy, odczuć. Jest za to niewiele dialogów, czego na pewno mi tutaj nieco brakowało. Podsumowując jest to książka ukazująca jak w ciągu chwili może zmienić się sytuacja, może zmienić się całe życie. Jak "służący" może stać się "panem", jak mogą odwrócić się role... Powiem Wam szczerze, że czytałam ją zainteresowaniem, chociaż czegoś tutaj brakowało... Sama nie wiem czego, może chodzi tu o dialogi, a może o bardziej wartką akcje... Zresztą przekonajcie się sami czy Wam się spodoba :)