Zdarza Wam się trafiać na książki, które idealnie wpasowują się w Wasze czytelnicze potrzeby w danym momencie? Przez strony powieści płynie się wtedy z taką lekkością, że nie wiadomo kiedy przerzucamy ostatnią stronę.
Po serii rozczarowujących lektur potrzebowałam resetu - książki lekkiej, łatwej i przyjemnej. Padło na „The love hypothesis”... i był to strzał w dziesiątkę!
O czym jest ta historia?
Olive to doktoranka na wydziale biologii Uniwersytetu Stanforda. Jest niebywale zdolna i ma szansę na wielką karierę. Nieco gorzej radzi sobie w kontaktach międzyludzkich i z tego właśnie powodu wplątuje się w niewygodną sytuację.
Po kilku randkach z Jeremym zauważa, że jej najlepsza przyjaciółka podkochuje się w chłopaku. Mimo że daje im zielone światło, gdyż między nią a chłopakiem nie iskrzy, ta druga obawia się, że będzie to niezręczne. Aby ją przekonać, Olive postanawia pocałować przypadkowego mężczyznę i ostentacyjnie pokazać Anh, że zapomniała o Jeremym.
Tak się składa, że całuje przystojnego, acz będącego postrachem wśród studentów wykładowcę - Adama. Plotka o ich rzekomej relacji rozprzestrzenia się po kampusie, co sprawia, że oboje postanawiają udawać związek dla obopólnych korzyści.
Jakie plusy całej sytuacji ma wykładowca? Czy Olive osiągnie swój cel? Czy prawda wyjdzie na jaw?
Odpowiedź na te pytania znajdziecie oczywiście, sięgając po „The love hypothesis”.
Książkę czytało mi się fantastycznie. Płynęłam przez kolejne rozdziały, a poznawanie bohaterów sprawiało mi przyjemność.
Każdy rozdział rozpoczynał się od hipotezy stawianej przez główną bohaterkę, co nadawało interesujący bieg zdarzeniom i ukierunkowywało fabułę.
Postacie zarówno główne, jak i drugoplanowe były dość dobrze skonstruowane i łatwo było je polubić lub nawet utożsamić się z nimi.
Pomimo tego, że tak świetnie bawiłam się podczas lektury, nie mogę nie wspomnieć o rzeczach, które z obiektywnego punktu widzenia, były dość słabe... i choć przy komediach romantycznych, a do takich zalicza się ta książka, przymykam często oko na niektóre sprawy, tutaj muszę o nich wspomnieć.
Olive i Adam to ludzie dorośli. Ona ma 26 lat, on 34. Oboje są inteligentni, wykształceni i utalentowani. Jednocześnie zachowują się jak dzieci i wykazują zerowe zdolności interpersonalne. Nie potrafią rozmawiać o uczuciach, bawią się ze sobą w kotka i myszkę... a powody, z których zdecydowali się na udawany związek, byłyby sensowne, gdyby oboje mieli po 16 lat.
Sceny, w których ktoś zmusza ich do interakcji typu „to Twój chłopak, pocałuj go”, przyprawiały mnie o ciarki żenady, a było ich przynajmniej kilka. Byłyby bardziej na miejscu, gdyby w grę wchodziła para nastolatków, otoczona znajomymi w tym samym wieku, a nie dorośli ludzie.
Kolejną rzeczą, która mi się nie podobała, była scena zbliżenia. Nazewnictwo części ciała mnie śmieszyło, a opisywana scena, w moim odczuciu, była nieco przesadzona, wyjęta rodem z taniego erotyku. A ten gatunek omijam szerokim łukiem.
Niemniej jednak, jako miłośniczka komedii romantycznych, miło spędziłam czas z lekturą i nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Bywa i tak, że serce podpowiada co innego niż rozum. A w tym wypadku serce i sympatia do romansideł wygrywa.
Jeżeli lubicie takie klimaty, zachęcam do sięgnięcia po tę książkę. Mimo pewnych niedociągnięć na pewno umili Wam wieczór.