Minęło już kilka lat od dnia, w którym ojciec Faith i Noaha wypłynął na morze… I już nigdy nie wrócił. Fakty są niemal oczywiste, ale Faith nie zamierza tracić nadziei. Tata przecież by ich tak nie zostawił, prawda? Kochał ich. I Strażnicę, swój dom.
Trzynastoletnia dziewczyna każdego dnia musi zajmować się nie tylko młodszym bratem, ale także swoją mamą. Ta od zaginięcia męża praktycznie nie wychodzi z łóżka, żyjąc przeszłością. Faith ma więc wiele rzeczy na głowie. Jakiś duch w piwnicy to naprawdę byłoby już za dużo…
Niespodziewanie jednak w ziemi pojawia się zygzakowata szczelina, a Strażnica zaczyna osuwać się do morza. Władze miasta próbują przekonać rodzinę, aby przeprowadziła się do bezpieczniejszego miejsca. Faith jednak obiecała sobie, że do powrotu ojca będzie strzegła domu. I zamierza dotrzymać słowa.
Strażnica jednak skrywa więcej tajemnic, niż mogłoby się wydawać… Jaka jest jej historia? Czym tak naprawdę jest „dom”? I czy Faith uda się ocalić wszystko to, co kocha?
Sięgając po ten tytuł, nie miałam dużych oczekiwań. Spodziewałam się normalnej, prostej młodzieżówki. Tymczasem tematyka książki kompletnie mnie zaskoczyła. Jeśli szukacie lekkiej i łatwej historii – to muszę Was rozczarować, ale źle trafiliście. „Dom na skraju klifu” jest bowiem powieścią, która ma do zaoferowania znacznie więcej.
Narratorką historii jest Faith, która z dnia na dzień musiała szybko dorosnąć. Bardzo ciekawie opisane zostały zmagania nastolatki z własnymi pragnieniami, a także to, jak ukrywa ona prawdę o swojej rodzinie przed całym światem. To bardzo nietypowa bohaterka, na której barki złożona została zbyt duża odpowiedzialność. Muszę przyznać, że w niektórych momentach po prostu czułam smutek i współczułam Faith. Zwłaszcza dlatego, że jej mama miała problemy psychiczne, przez co trzynastolatka nie miała oparcia w nikim dorosłym. A nawet musiała się opiekować jednym członkiem rodziny więcej.
Książka porusza wiele ciężkich tematów, takich jak np. żałoba czy bezdomność. Dlatego myślę, że jest ona skierowana raczej dla starszej młodzieży. Opowiada ona o tym, co w życiu jest tak naprawdę ważne… I o tym, że czasem ludzie robią złe rzeczy dla „wyższych” celów. Razem z postaciami przekonujemy się, czy takie usprawiedliwienie ma sens – i co ma to wspólnego z dawnymi mieszkańcami Strażnicy.
Przyznam, że niejednokrotnie miałam kompletny mętlik w głowie podczas lektury. Autorka w logiczny sposób wyjaśniała nawet najgorsze zachowania postaci, sprawiając, że mimowolnie rozumiałam ich postępowanie. W „Domu na skraju klifu” nie ma jednoznacznych odpowiedzi; bohaterowie mają w sobie wiele odcieni szarości. I nawet najgorsza nauczycielka może czasem zrobić coś dobrego.
Książka przetłumaczona jest dobrze. Moim zdaniem niektóre wypowiedzi były trochę za dojrzałe jak na wiek narratorki, ale mimo wszystko były one zrozumiałe. Jednak w drugą połowę powieści wkradł się chaos. Miałam wrażenie, że to głównie kwestia wielu wątków, które autorka chciała zamknąć… Z różnym skutkiem. Nie wszystkie rozwiązania mi się spodobały, nie mogę jednak odmówić im logiki.
„Dom na skraju klifu” to opowieść o tym, że każdy człowiek może się zmienić. I o tym, że warto czasem zaufać drugiej osobie. Podczas czytania tej książki czułam naprawdę mnóstwo emocji, a jej treść potrafi zaciekawić i wciągnąć. Myślę, że zostanie ona w mojej pamięci i sercu na długo. Polecam.