To już czwarta powieść pani Ilony Gołębiewskiej, którą miałam ogromną przyjemność przeczytać. Pamiętam jak po lekturze Sagi o Starym Domu na długo jeszcze zagościły w mojej duszy tamte wydarzenia i przesympatyczni bohaterowie. Z tym większą niecierpliwością wyczekiwałam następnej historii i doczekałam się.
„Miłość ma twoje imię” porusza temat rodziny, a dokładnie dwóch rodzin, które na skutek bądź to traumatycznych zdarzeń, bądź błędnych decyzji, zmierzają ku rozpadowi. Jest tu samotność, żal po stracie, urazy i piętrzące się wyrzuty sumienia, brak akceptacji i życie na krawędzi zdążające do samozniszczenia. Jest też próba radzenia sobie z przeciwnościami, poszukiwanie ciepła, miłości i bezpieczeństwa, wiara w drugiego człowieka oraz szeroko pojęte zaufanie, bez którego nie ma mowy o szczęśliwym życiu. Jest również fundacja, która niesie pomoc chorym dzieciom oraz wiara i nadzieja na lepsze jutro.
Ania, która z jednej strony stara się brać życie za rogi, uparta i stanowcza w swoich postanowieniach zawsze gotowa nieść pomoc innym niestety nie potrafi pomóc samej sobie. Strach zakorzeniony w traumatycznych wydarzeniach z przeszłości, odrzucenie i żal do najbliższych nie pozwalają jej na szczęśliwe życie.
Michał – kompletnie pogubiony życiowo młody człowiek stacza się po równi pochyłej na samo dno. Majętni rodzice, piękny dom i pieniądze nie są w stanie zapewnić mu szczęścia. Wydaje się, że nie ma dla niego szansy na ratunek, tym bardziej że on sam nie chce nic zmienić.
Tych dwoje ludzi, których pewnego dnia połączył przypadek, staje się dla siebie lekarstwem na samotność. Niespodziewanie pojawia się światełko w tunelu, które daje szansę na zmiany w życiu każdego z nich.
Co z tego wyniknie przeczytajcie koniecznie w książce. Miłych wrażeń i emocji na pewno nie zabraknie.
Pani Ilona jest mistrzynią w tworzeniu opowieści obyczajowych z klimatem. Swoje historie snuje niespiesznie, niczym najlepsza gawędziarka potrafi wciągnąć czytelnika w wykreowany świat postaci. Jej bohaterowie zapraszają nas do swojego życia, dzielą się przemyśleniami i przede wszystkim emocjami, bez których żadna historia nie byłaby wiarygodna. Pokazują nam co jest dobre, a co złe, jak radzić sobie z trudnościami i jak doceniać nawet najdrobniejsze radości. Powieści autorki skłaniają do przemyśleń, zawsze możemy wyciągnąć z nich dla siebie konkretne wnioski. Możemy spędzić cudowny czas w towarzystwie przemiłych ludzi i uczestniczyć w interesujących wydarzeniach. Ale nie dajcie się zwieść… Bohaterowie są autentyczni, przeżywają swoje wzloty i upadki, trafiają się i czarne charaktery, jednak te są w zdecydowanej mniejszości.
„Miłość ma twoje imię” to kolejna piękna historia, klimatyczna i ciekawa, od której trudno się oderwać. Wiele w niej życiowej mądrości, sporo wskazówek i morze emocji, które albo wywołują uśmiech na twarzy, albo wyciskają łezkę. Kibicujemy bohaterom, niczym naszym najlepszym przyjaciołom i trzymamy za nich mocno kciuki. Zastrzeżenie mam jedynie do wątku Kacpra. Nie bardzo mogłam uwierzyć, że ktoś tak bezwzględny w swoim postępowaniu od tak, bez żadnej zaciekłości i zawziętości kaja się i przeprasza po tym, jak przez lata knuł, wykorzystywał i robił świństwa swojemu przyjacielowi z dzieciństwa. Wyglądało to tak, jakby małego chłopca strach obleciał. Przyznam, że liczyłam po cichu, iż pani Ilona zechce dalej pociągnąć wydarzenia tej opowieści w kolejnej części. Ale epilog ostudził moje nadzieje, a muszę powiedzieć, że chętnie spotkałbym się jeszcze z Anią, Michałem, Zosią, Manią i Gebertami. Sięgnijcie koniecznie po „Miłość ma twoje imię”. Ciekawa jestem, czy będziecie mieli podobne odczucia.