Chociaż od przeczytania przeze mnie „Dziedzictwa mroku” minął już równy rok, zabierając się teraz „Łaskę utraconą” nie musiałam długo czekać by historia ponownie mnie porwała i zafundowała powtórkę z rozrywki. Bo muszę przyznać, że podobnie jak wtedy skończyłam ją czytać gdy zaczynało już świtać. Ale zacznijmy od początku…
Grace Divine po uwolnieniu swego chłopaka Daniela z klątwy wilkołactwa, sama musi się z nią zmierzyć, zarażona przez własnego brata - Jude’a, po którym ślad zaginął. Minęło już 10 miesięcy odkąd nie ma o nim żadnych wieści. W rodzinie Divine’ów, wcześniej wręcz wzorcowej, zaczyna się źle dziać. Ojciec Grace jeździ, po całym kraju w poszukiwaniu syna, a podczas jego nieobecności to na Grace i jej młodszej siostrze spoczywa obowiązek zadbania o rodzinę. Cały czas wspiera ją Daniel, który w międzyczasie trenuje z nią, by mogła zapanować nad swoimi nowymi mocami bez budzenia w sobie wilka. Jednak Grace, zawiedziona brakiem efektów, czuje coraz większą bezsilność a w mieście znowu zaczynają się dziać złe i podejrzane rzeczy, na dodatek nagle dostaje tajemnicze ostrzeżenie od Jude’a…
Zaczynając czytać, po kilku stronach odniosłam wrażenie, że to chyba nie będzie to samo co poprzednia część, że będzie gorzej. Aby przekonać się, że się myliłam nie musiałam długo czekać. To z jaką prędkością pochłaniałam kolejne strony, mówiło samo za siebie.
Znowu mamy tajemnice, dziwne zdarzenia, nietypowe zachowania i zagadkowe nowe postaci (w szczególności jedną). Grace coraz mniej przypomina dawną siebie, buntuje się i odnosi wrażenie, że wszyscy nagle sprzysięgli się przeciwko niej. Nawet Daniel. Wtedy poznaje Nathana Talbota, ale czy nic o nim nie wiedząc, może mu zaufać…?
Najbardziej w tej części brakowało mi Daniela, który oczarował mnie w „Dziedzictwie mroku”, jednak nie uznaję tego za wadę, ponieważ to było po prostu skutkiem poprowadzenia całej fabuły, której nie mam nic do zarzucenia. Na pewno dodało to jeszcze dodatkowej nutki tajemniczości, bo chociaż można uznać, że wątek Daniela Kalbiego został zakończony już wcześniej, ja czytając, kilka razy znowu zaczęłam się zastanawiać, czy może jednak nie jest on wilkiem w owczej skórze. Poza tym moim zdaniem tutaj wątek miłosny na dłuższą chwilę zszedł na drugi plan więc ciężko tu odszukać jakąś monotonię, ale ja i tak w następnej części chcę więcej Daniela ;)
Natomiast postacią, która dużo straciła w moich oczach jest natomiast Jude. Po zakończeniu „Dziedzictwa mroku” w tej części spodziewałam się wielu wydarzeń z jego udziałem, a tu… Mam wobec niego mieszane uczucia, ale jeszcze nie spisałam go na straty i mimo wszystko jestem ciekawa jak potoczą się dalej jego losy.
Co tu dużo mówić, świetna kontynuacja, która dużo wniosła do tej coraz ciekawszej serii i sprawiła, że jeszcze bardziej polubiłam bohaterów. Pojawiało się kilka zabawnych momentów, było tajemniczo, niczego nie można było być pewnym aż do samego końca, który jest jeszcze bardziej zaskakujący niż w „Dziedzictwie mroku”, rzekłabym, że nawet wstrząsający. A wszystko to napisane w bardzo przyjemny sposób, tak że nie sposób zauważyć kiedy umykają kolejne strony. Gdy odkładałam przeczytaną książkę na półkę, słońce zaczynało już wschodzić i prawdę mówiąc dopiero na drugi dzień tak naprawdę dotarło do mnie, że dotarłam do końca, bo czułam się jakbym skończyła po prostu kolejny rozdział. Takiego zakończenia kompletnie się nie spodziewałam, zaintrygowało mnie dlatego trzecia część, której oryginalny tytuł brzmi "The Savage Grace" zapowiada się tym bardziej obiecująco. Cieszę się, że nie będę musiała na nią przesadnie długo czekać, bo jej premiera zapowiedziana jest na 19 września.
Gdybym miała wybrać, która część podobała mi się bardziej, nie umiałabym. Każdą polubiłam za coś innego i liczę na to, że w przypadku kolejnej części będzie podobnie. Jeśli ktoś ma za sobą „Dziedzictwo mroku”, ale jeszcze nie sięgnął po „Łaskę utraconą”, radzę czym prędzej to zrobić. A jeśli ktoś nie miał jeszcze do czynienia z tą serią, a lubi tego typu klimaty i ma ochotę miło spędzić czas z wciągającą lekturą, polecam!