Tak to jakoś w życiu bywa, że każde dziecko w pewnym momencie zaczyna wiercić rodzicom dziurę w brzuchu prosząc o zwierzątko. Jakiekolwiek. Oczywiście zazwyczaj zaczyna się od psa lub kota, a w ostateczności nawet rybki są dobre. Byleby tylko w domu zamieszkał ktoś jeszcze. U nas tez tak było do momentu aż urodziła się Natalka. Alicja cała swoją miłość i potrzebę opiekowania się kimś przelała na swoją młodszą siostrę i jakoś wszystko się ułożyło. Ale, nie wszyscy maja tak łatwo ;)
Gdy znana nam wszystkim już doskonale Lamelia Szczęśliwa miała 6 i pół roku również zapragnęła mieć małe zwierzątko w domu. Marzyła o piesku, który pomoże jej zjadać kalafiory od babci. Lub kotka, który zimą jest lepszy niż wełniane skarpety. Albo o myszce, która pomagałaby jej wybierać najlepszy serek w sklepie... Lamelia propozycji miała sporo, bo nawet chętnie przygarnęłaby słonia czy smoka. Jednak na wszystkie jej argumenty "za" rodzice zawsze mieli jeden, ale za to bardzo skuteczny argument "przeciw". I w rezultacie ta rozmowa nie wniosła nic nowego...
A żeby nie wracać do drażliwego tematu, cała rodzinka wybrała się do "Kluchy" na obiadek. Było to bardzo przyjemne miejsce, w którym - jak sama nazwa wskazuje - można było zamówić "kluchy" w różnych rozmiarach i pod niemalże każda postacią. Tego dnia w restauracji było niewiele osób. Lamelia z rodzicami usidła przy wskazanym przez kelnera stoliku i zamówiła sobie porcję z miodem i malinami. Wyglądało na to, że będzie to bardzo spokojny dzień, ale... zdarzyło się coś niespodziewanego.
Do "Kluchy" wkroczył Maurycy Wąsik. Źle wychowany zegarmistrz, który za wszelka cenę chciał zjeść swoje kluchy z sosem z pomarańczowej krewetki.Problem w tym, że jedyna krewetka jaka w tym miejscu się znajdowała była Flo. Ulubienica właściciela restauracji. Więc, gdy nagle słoik po chwili okazał się pusty w restauracji zawrzało. Ktoś ukradł ukochaną rudą krewetkę pana Kluchy!!! Ale kto? I po co? Jak myślicie? Jeśli jesteście ciekawi koniecznie zajrzyjcie do tej książeczki :)
Ja oczywiście nie zamierzam Wam tej tajemnicy zdradzać Powiem tylko w sekrecie, że rozwiązanie tej zagadki może Was zaskoczyć. A zagadkę rozwiąże nie kto inny jak sama nasza mała Lamelia Szczęśliwa, która od razu zabawiła się w detektywa i bez kłopotu przedstawiła wszystkim zebranym szczegóły tej tajemniczej zbrodni.
Choć czytałam już całą masę przeróżnych historii dla najmłodszych, to jak dotąd przygody Lamelii Szczęśliwej w naszym domowym rankingu plasują się na szczycie. Te opowiadania są ciekawe i bardzo zabawne. Za każdym razem, gdy w nasze ręce trafia kolejna książeczka z tą wesołą dziewczynką bądź tą samą osóbką, ale na zasłużonej emeryturze - z miejsca przystępujemy do lektury. A podczas czytania i mnie, i mojemu dziecku uśmiech z buzi nie schodzi. Te książki są naprawdę fantastyczne. Pięknie wydane, wesoło zilustrowane oraz niezwykle zajmujące. Oby tak dalej. Czekamy zatem na kolejne części Lamelii z niecierpliwością.