Czy sezon na czytanie świątecznych książek uważam za otwarty? TAK🎁
Z kim lub z czym kojarzą się Wam idealne Święta Bożego Narodzenia?
Wigilia i Święta Bożego Narodzenia to dla mnie od trzynastu lat trudny czas. Co prawda świętuje i w książkach o tej tematyce się zaczytuję, ale radości w sercu jakoś tak mi brakuje. Kiedy moim oczom ukazała się ta książka i dowiedziałam się, o czym będzie, przepadłam. Dlatego w tym roku, przełamię tradycję i pierwsza recenzja tytułu świątecznego pojawia się dziś, pewnego dnia listopadowego, a nie grudniowego.
Alzheimer odebrał mi i mojej Babci radość i wspomnienia. Głęboko wierzę, że miłości nie zdołał, tej mojej na pewno nie. Czy da się z nim pogodzić? Pewnie niektórym tak, mnie się nie udało, choć przez 10 lat chyba trochę się z nim oswoiłam. Oby nigdy więcej!
Próbuje go zaakceptować również Jaśmina, bohaterka tej świątecznej opowieści. Poznajemy ją w momencie, kiedy jej codzienność to wyzwanie, a każdy kolejny dzień wypełniony jest strachem, bezradnością i złością na to, czego ani zmienić, ani zatrzymać się nie da. Ta choroba to podróż bardzo niepewna, bo nigdy nie wiadomo, jaki kierunek wybierze, ale z pewnością nie powinno się jej odbywać samotnie. To przepaść, w którą czasem chcesz, ale wiesz, że nie możesz skoczyć.
Kobieta postanawia, udać się w spontaniczną, ale jakże wzruszającą i wyjątkową podróż do Wenecji. Czy ten wyjazd na powrót do szczęśliwych chwil, na uśmiech i choć częściowe ukojenie tęsknoty i smutku pozwoli?
Byliście kiedyś w Wenecji? Ja jeszcze nie, ale ten rogalik z nadzieniem pistacjowym mocno mnie przekonuje do wyjazdu😉
O tym, że to, co najważniejsze, zwykle kryje się w drobiazgach. O miłości, stracie, marzeniach i nadziei. O wyborze, wydawać by się mogło łatwo dokonanym, który jednak zostawił na duszy niezagojone rany.
Może ktoś powie, że to nic nowego, ale taka fabuła, szczególnie w tym okresie to dla mnie nadal coś szczególnego i mocno wzruszającego.
Przyznam, że jeszcze chyba żadna opowieść świąteczna mnie tak nie intrygowała...
A jakże, kilka hipotez miałam, tak bardzo to, co niewiadome odkryć chciałam. Kiedy odkryłam, zaniemówiłam.
Ta historia jest inna, bo choć makowa i sernikowa, to bez lukru, opowieść trochę listopadowa, trochę grudniowa, która będzie fajnym wstępem do Bożego Narodzenia, a na pewno idealnym materiałem do pewnych kwestii przemyślenia.
"Dostała prezent. Nieoczekiwany, nieplanowany. Zabolał, zadrapał duszę, a jednocześnie pokazał, że miłość ma znacznie więcej odcieni, niż człowiek myśli. I że wszystko może być podarunkiem, nawet to, co w pierwszym momencie wydawało się stratą".
Ja zostaję z uczuciem, którego nie mogę jednoznacznie zdefiniować. W życiu prywatnym naprawdę staram się nie oceniać ludzi, dokonanych przez nich wyborów i podjętych decyzji. Tutaj też nie chcę tego robić, ale mi nie wychodzi, bo dwa prosto w serce strzały, bardzo mnie zabolały. Jestem zaskoczona i niezwykle poruszona.
Potępienie? Zrozumienie? Oburzenie? Tę kwestię każdy z nas sam musi rozstrzygnąć po swojemu.
Ode mnie bez żadnych wątpliwości, OGROMNE polecenie❤️