Lubię świece. I elegancką czerń. Nic więc dziwnego, że swą piękną okładką książka „Łąka umarłych” przyciągnęła moją uwagę. Jej autor – Marcin Pilis – dziennikarz i prozaik, zyskał uznanie czytelników w 2006 roku debiutując książką „Opowieść nawiasowa”.
Już pierwsze wzmianki o „Łące umarłych” świadczyły, że nie będzie to powieść romantyczna i elegancka. Autor sięga bowiem do tematu trudnego, nurtującego ludzkość od zarania dziejów. Skąd się bierze zło? Czy wobec jego wielu oblicz nie ma już nadziei?
Akcja książki rozgrywa się w trzech płaszczyznach czasowych.
W roku 1970, w którym do malowniczo położonej wsi Wielkie Lipy przyjeżdża student z Krakowa – Andrzej Hołotyński. Nie wie, że wypełniając ostatnią wolę ojca, uwikłany zostanie w mroczne dzieje wioski i pozna ponurą tajemnicę jej mieszkańców.
W roku 1942, w którym do wioski docierają niepokojące wieści i w końcu przyjeżdża oddział żołnierzy niemieckich. Opis zdarzeń z tych kilku dni poznajemy wraz z Andrzejem dzięki skrzętnie przechowywanemu pamiętnikowi jego ojca – Jerzego.
I wreszcie w roku 1996, w którym do Wielkich Lip przybywa były niemiecki żołnierz aby znaleźć potwierdzenie dla swoich pielęgnowanych przez lata przekonań. Był tu w 1942 roku. Od dwudziestu sześciu lat wie także, że dla Andrzeja nie jest postacią anonimową.
Rozdziały książki przeplatają się z zadziwiającą regularnością. Autor konsekwentnie ale bardzo ostrożnie wciąga nas w mroczną rzeczywistość. Tak jakby chciał jak najdłużej chronić swego bohatera i czytelnika przed jej przygniatającym ciężarem. Roztaczając aurę tajemniczości, zmusza nas jednak do pochłaniania kolejnych kart książki w nadziei znalezienia odpowiedzi.
Dzięki pamiętnikowi Jerzego Hołotyńskiego przenosimy się do roku 1942, kiedy to do Wielkich Lip zawitało zło. Zmierzył się kat z ofiarą, sąsiad z sąsiadem, człowiek z człowiekiem. Wielu zła nie spostrzegło. Zaślepieni własnymi emocjami, dokonali nieodwracalnego. Nie wiedzieli, że teraz zło już ich nie opuści. Przez lata wikłani coraz głębiej nie widzieli drogi wyjścia. Cierpieli sami i cierpiały ich dzieci. Dopiero pojawienie się Andrzeja zburzyło ten misternie budowany, sztuczny spokój.
Jest to książka szczególna. Dzięki wartkiej akcji i aurze mrocznej tajemniczości może spodobać się miłośnikom thrillerów. Ceniący romantyczną sferę życia odnajdą strony o rodzącym się uczuciu. Wszyscy ci natomiast, którzy oczekują od książki materiału do szerszej refleksji powinni być wręcz zachwyceni. Jest to bowiem znakomita powieść o pragnieniu odkupienia win, o zdolności człowieka do największej podłości i do wspaniałego poświęcenia w obliczu tragedii wojny ale i wobec nieludzkiego projektu zamazania prawdy o losach mieszkańców Wielkich Lip. O nadziei i o tym, że tylko prawda pomoże ulżyć ludzkim sumieniom i przezwyciężyć zło.
Ta prawda musi mieć nadal swoich strażników. Dokąd bowiem będą istnieli ludzie, zło będzie szukało wśród nich wygodnego miejsca. Bo – choć wioski Wielkie Lipy nie odnajdziemy na mapie – nie jest prawdą, że jej nie ma.