Camilla Läckberg dość długo kazała czekać swoim czytelnikom na powrót do Fjällbaki. Bardzo lubię twórczość autorki, choć nie wszystkie wydane przez nią powieści przypadły mi do gustu, to seria o Erice Falck i Patricu Hedströmie należy do moich ulubionych. Z nieskrywanym entuzjazmem sięgnęłam po najnowszą część serii, „Kukułcze jajo”. To było niezwykle uczucie móc powrócić do Fjällbaki i wspólnie z ulubionymi bohaterami spróbować rozwikłać zagadkę wstrząsających zbrodni.
Fjällbaką wstrząsa wiadomość o dwóch zbrodniach. Znany fotograf zostaje zamordowany w chwili przygotowywania się do swojej wystawy w miejscowej galerii. Dwa dni później na pobliskiej wysepce dochodzi do zbrodni, w której giną bliscy znanego pisarza. Obie sprawy prowadzi Patrick Hedström wraz ze swoim zespołem z komisariatu w Tanumshede.
W tym samym czasie Erica Falck pracuje nad nową książką. Kobieta chce udokumentować tajemniczą zbrodnię, do której doszło w Sztokholmie prawie czterdzieści lat wcześniej. Z czasem okazuje się, że zarówno podejrzani, jak i ofiary, miały związek z transpłciową kobietą, która zginęła w pożarze w latach 80. XX wieku.
Jestem wielką fanką Sagi o Fjällbace, a Patrick Hedström swego czasu należał do moich ulubionych postaci literackich. Choć od premiery „Czarownicy”, dziesiątego tomu sagi, minęło wiele lat, to sięgając po „Kukułcze jajo” miałam wrażenie, jakbym chwilę temu odłożyłam na półkę poprzedni tom.
Camilla Läckberg oddała w nasze ręce kolejną niezwykle intrygującą historię, w której przed bohaterami staje trudne zadanie do rozwiązania. Jednak by móc rozwikłać zagadkę tajemniczych zabójstw, Erica wraz z Patrickiem muszą zagłębić się w przeszłości.
Rozpoczynając lekturę, byłam ogromnie podekscytowana i zachwycona, bo czułam, że to wielki powrót Camilli. Kartkowałam kolejne strony mocno zaintrygowana do momentu, w którym padły moje pierwsze podejrzenia na winnego i które, jak się okazało, były słuszne. Nie wiedziałam tylko co i dlaczego kierowało zabójcą, więc brnęłam dalej by poznać przyczyny, dla których zdecydował się na tak drastyczne kroki.
Pióro Läckberg jest przyjemne i lekkie, przez książkę się płynie, jednak brak większych plot twistów nie pozwala mi na stwierdzenie, iż był to kryminał idealny. Autorka wplotła w tę powieść dużo aspektów z życia prywatnego głównych bohaterów, aczkolwiek w żadnym stopniu mi to nie przeszkadzało. Zabrakło mi w tej historii napięcia, choć nie ukrywam, że do pewnego momentu jest ono odczuwalne, później znika niczym poranna mgła i nie doświadczyłam go już do samego końca. Finałowe rozwiązanie zagadki nie było czymś spektakularnym, wydało mi się, wręcz naciągane. Nie chcę pisać, dlaczego, żeby nie spojlerować, myślę jednak, że ci, którzy są po lekturze, domyślą się, o co mi chodzi.
Podsumowując, najnowsza część Sagi nie zrobiła na mnie większego wrażenia, jednak uważam, że czas spędzony z książką nie był stracony. Przyjemnie było wrócić do starych bohaterów, na nowo „zamieszkać” we Fjällbace i wspólnie z Patrickiem i Ericą wziąć udział w rozwikłaniu zagadki. Książka wciąga, jednak ci, którzy oczekują większego napięcia i zwrotów akcji mogą poczuć się rozczarowani. Tym razem było trochę spokojniej, być może kolejna książka autorki wynagrodzi mi momenty, w których odczuwałam chwilę znużenia. Fanów Sagi zachęcam do lektury. Ci z Was, którzy nie mieli okazji czytać poprzednich części, zachęcam do nadrobienia zaległości przed lekturą „Kukułczego jaja".