Sporadyczne dostrzeganie paraleli pomiędzy niektórymi książkami, a winem, wydaje mi się być nad wyraz klarowne. Z początkiem bez wyrazu i głębi, muszą jedna i drugie dojrzeć, aby koneser mógł docenić ich wytrawność. Nieliczne rzeczywiście stają się z czasem warte uwagi, inne to tylko “czar pegeeru”. Takie właśnie odczucia towarzyszą mi po lekturze powieści “Las w ciszy”. Pierwsze strony, jak pierwszy łyk, wzbudziły moje zainteresowanie, ale stopniowo ten zapał stawał się coraz mniejszy. Spodziewałam się, nie wiedzieć dlaczego, tajemniczego thrillera, gdyż to właśnie obiecywałam sobie po okładce i po opisie. I tak to podstępnie wewnątrz nie działo się nic spektakularnego, nic o czym wcześniej nie zdarzało mi się jeszcze czytać. Ten rzekomy bezruch trwał jedynie do czasu i z nienacka fabuła uderzyła mi do głowy. Niezmiernie jestem zadowolona, że dałam się zwieść temu wyważonemu tempu, leniwemu klimatowi, pozornie nieważnym wydarzeniom. Dzięki temu jeszcze bardziej jestem upojona rozwiniętym bukietem smaku, którym eksplodowało zakończenie powieści i połączenie wszystkich wątków w piękną, lecz nie pozbawioną cierpkości całość.
Głównym bohaterem powieści jest Gottfried Messmer, człowiek ponad pięćdziesięcioletni, doświadczony przez życie, aktualnie prowadzący dobrze prosperującą kawiarnię. Nieoczekiwanie, po kilku dziesięcioleciach od samobójstwa jego ojca, mężczyzna otrzymuje po nim spadek, dotychczas znajdujący się w zamrożonej skrytce bankowej. Otrzymanie tej spuścizny uruchamia całą lawinę zdarzeń, które w znaczący sposób odbiją się na każdej z postaci pojawiającej się w książce. Spadkiem tym jest małe, uznawane za zrabowane w czasie Drugiej Wojny Światowej przez nazistów płótno Gustava Klimta, które wcześniej należało do zamożnego Żyda. Uciekając do Szwajcarii przed represjami zabrał on tylko tę jedną, najcenniejszą dla niego rzecz z całego majątku. W jaki sposób ów przedmiot znalazł się w rękach ojca Messmera? Czy Gottfriedowi uda się zwrócić go prawowitemu właścicielowi? Czy mężczyzna w ogóle podejmie trud tych poszukiwań, wiedząc ile arcydzieło jest warte?
Sekrety przeszłości niezwykle często pokrywa kurz wielu lat, ale zdarza się, że przy lekkim podmuchu wzbijają w powietrze tumany prawdy, które osiadając na uczestnikach zdarzeń, a często i na ich potomkach, domagają się zadośćuczynienia. W czasie Drugiej Wojny Światowej Szwajcaria była krajem zachowującym neutralność. Jak ładnie to brzmi, prawda? Ale neutralność, to poza nie krzywdzeniem również i obojętność na krzywdę. Nie zastanawiałam się wcześniej z jakimi dylematami moralnymi musieli mierzyć się obywatele tego niewielkiego kraju, znajdującego się w bliskiej odległości od Niemiec i Austrii. Do szwajcarskiej ludności docierały przecież te wszystkie wiadomości o tragediach rozgrywających się w centrum Europy. W “Lesie w ciszy” miałam okazję przeczytać o codzienności zwykłych ludzi, którym przyszło żyć w czasie tamtych dramatycznych lat.
Czasami życie pisze tak nieoczekiwane scenariusze, że ciężko nam to sobie nawet wyobrazić. Zwykle bywa też tak, że perspektywa, z której spoglądamy, tak wiele potrafi zmienić. Bohaterowie książki zmagają się ze skutkami błędów swoich przodków, ale również z niesprawiedliwością historii i losów. Naziści zrabowali ponad 600 000 dzieł sztuki podczas swojej sześcioletniej agresji. Bardzo wiele z tych dzieł nie wróciło do swoich właścicieli, choć czasem bywały one dla nich cenniejsze niż pieniądze. Do dziś dnia handel tymi zaginionymi przedmiotami kwitnie w najlepsze, a większość z nich znajduje się w prywatnych rękach.
Czy demony przeszłości dręczące bohaterów powieści zostaną zaspokojone? Czy doczekają się one zadośćuczynienia i czy prawda wyjdzie na światło dzienne? Zapraszam Cię na wykwintny kieliszek tej książki, nalej sobie do pełna i rozkoszuj się nim aż do dna!