Ksiądz Jan Kaczkowski to jeden z tych księży, którzy potrafią jasno tłumaczyć prawdy wiary i trafiać do serc wątpiących i obojętnych. Przykładem swojego życia, w perspektywie śmierci, odważnie i z wiarą kroczył często po grząskim gruncie, narażając się swoim przełożonym, mówiąc szczerze o swoim kapłaństwie. To, co w jego postawie niezmiernie mnie zachwyca, to pokora wobec swoich słabości i energia pomimo wszystko. Nie miałam wcześniej okazji poznawać jego słów, dopiero dziś pierwszy raz zetknęłam się z jego najnowszą książką: „Sztuka życia bez ściemy”.
Mój stosunek do religii trudno dzisiaj określić. Wychowałam się w religijnej rodzinie, poszukuję duchowego przywództwa przede wszystkim w Kościele, jednak w obrzędach nie uczestniczę, a pychę i pogardę dla ludzi prezentowaną przez kler przyjmuję ze smutkiem i rozgoryczeniem. Poglądy księdza Kaczkowskiego są mi bardzo bliskie. W ośmiu rozdziałach i epilogu „Sztuki życia bez ściemy” odnalazłam tego potwierdzenie. Kazania Kaczkowskiego są dosadne, bez owijania w bawełnę pokazują, że dobre życie wymaga nie tylko unikania czynienia zła, ale przede wszystkim aktywnego szerzenia dobra. Każdy człowiek we własnym sumieniu musi przeanalizować, czy faktycznie robi wszystko, co może, czy jego myśli podążają w dobrym kierunku.
Ksiądz Kaczkowski wypowiada się również o kondycji człowieka, jego uczuciowości, prawdziwych potrzebach związanych z bliskością drugiej osoby, które nie są obecnie zaspakajane. Dużo miejsca poświęca chorobie i opiece paliatywnej, kwestiom moralnym związanym z uporczywą terapią medyczną, a ostatecznie eutanazją. Odnosi się również do aborcji, momentu upodmiotowienia człowieka jak osoby.
Większość książki poświęcona jest człowiekowi. Temu, jak trzeba żyć, co jest ważne, co wynika z przykazań Bożych dla naszej codzienności. Z jego słów bije ogromna siła, ksiądz ma wielki dar przekonywania. Przemawia do mnie tym bardziej, że bez ogródek piętnuje całe zło, które dzieje się w jego środowisku oraz w polityce. Jego postawa wobec śmiertelnej choroby jest godna podziwu i uznania – nie traktuje jej jako kary, pomimo słabości robi swoje i pomaga innym, mówi o niej z nutką sarkazmu. Wszystkie jego wypowiedzi zresztą mają w sobie pogodę ducha, świeżość i otwartość potrzebną w kontakcie z młodzieżą. To wielki żal, że takiego człowieka nie ma już z nami.
Relacja z Bogiem zajmuje w książce mniej miejsca, choć oczywiście przejawia się przecież w każdym kontakcie między ludźmi. Ksiądz Kaczkowski mówi o bliskości Boga, jego obecności w sakramentach, przyjmowaniu go do siebie i do swojego domu, o Piśmie Świętym wreszcie.
Książka nie jest długa, czyta się ją szybko, a jednak pozostawia człowieka w zadumie. Została starannie wydana, z wielką dbałością o szatę graficzną, dlatego odbieram ją jako skierowaną do młodego, dorosłego czytelnika, ale naprawdę każdy może wyciągnąć z niej dużo dobrego, zwłaszcza w kwestii moralności. To dobra lektura dla ludzi zastanawiających się, jak żyć, skąd się bierze cierpienie i gdzie w tym świecie jest Bóg. Zdecydowanie warto ją przeczytać i przemyśleć.