Gdy w parku zostają znalezione zwłoki osiemnastoletniej dziewczyny, Inspektor już widzi swoim bystrym oczkiem, że to idealna okazja, by wykorzystać wszystkie nowinki znane stawiającej coraz pewniejsze kroki kryminalistyce, która niedawno wyszła z etapu raczkowania. Tymczasem żona Inspektora, pół-Węgierka, pół-karta tarota, ani myśli pozostawić tajemnicze morderstwo w rękach policji. W śledztwie ściera się logika z intuicją, zdobycze nauki z gusłami - czy dwie ekipy śledcze o kompletnie odmiennych pomysłach na poszukiwanie zbrodniarza będą sobie tylko przeszkadzać, czy nawzajem uzupełniać? Co ostatecznie okaże się mieć większe znaczenie dla świedztwa - ekskrementy znalezione przy zmarłej, czy figa w jej żołądku?
Ta książka mogłaby się udać. Jody Shields ewidentnie zrobiła zacny risercz, starając się odzworować Wiedeń z początku XX wieku - pierwsze strony uginają się od informacji o ówczesnych metodach śledczych, nie brakuje wtrętów o subkulturze cyklistek, kawiarnianych deserach, krążących po ludziach plotkach o arystokracj czy opisów parkowych pomników. I gdyby autorka postanowiła zrobić taki właśnie sfabularyzowany obrazek epoki pod płaszczykiem powieści kryminalnej z bibliografią na końcu, skąd ma większość tego info - wybornie, kupuję ten koncept. Ale.
Żeby ta formuła mogła zadziałać, rusztowanie na te opisy i ciekawostki powinno być konkretne - morderstwo przeciętne, postacie oparte na archetypach, celowa prostota mająca stanowić pretekst do serwowania kolejnych wstawek obyczajowych tak, by nie sprawiały wrażenia bycia wciśniętymi na siłę. Mamy za to zbrodnię przekombinowaną dla samego przekombinowania, z dziwnymi tropami, freudowskim mambo-jambo i krzywymi pięciokątami miłosnymi, a im bliżej rozwiązania zagadki, tym bardziej się ona rozjeżdża. Spoilernę, odpowiadając na ostatnie pytanie zadane we wstępie: otóż żaden z tych tropów nie okaże się ważniejszy. Po prostu w pewnym momencie śledczy stracą nimi zainteresowanie, a o samym zakończeniu... szkoda gadać.
Inspektor jest tak mdły, że pożałowano mu nawet imienia. Natomiast jego małżonka!... Autorka próbuje ją wykreować na Tę, Która Wie Więcej, co łamie, czego rozum nie złamie, ale końcem końców jej zafascynowanie magią przeplata się z nawiedzeniem. Życie Erzsebet to tarot, wróżenie z krwi, talizmany cygańskie oraz 1000 i jeden zabobon na każdy dzień. W efekcie nie powstaje postać przesądna, a karykatura, Węgry za to prezentują się jako ciemnogród, w którym nic się nie piecze w piątki, bo to przynosi pecha.
Nie mogę polecić książki nawet ze względu na sam aspekt edukacyjny, bo mam podejrzenie, że prawdziwe info przeplata się tu z bdzurami (głównie przy opisach wierzeń ludowych). Powtarzam, risercz ewidentnie był, ale przy braku bibliografii i w tej pseduopsychologicznej paplaninie trudno powiedzieć, co jest faktem, co nieświadomym przekłamaniem, a co wymysłem autorki. Próby wyszukania w Google zawartych w książce przysłów czy opisów przesądów kończy się fiaskiem, a zdania typu "morderstwo jest w stolicy Austro-Węgier rzadkim (!), sensacyjnym wydarzeniem" wzbudzają czujność.
Podsumowując, "Cienie Wiednia" to niegodny zaufania zbiór ciekawostek obyczajowych i mierny kryminał - książkę gubi przede wszystkim niezdecydowanie autorki, co tak naprawdę powinno dominować i źle rozłożone akcenty. Ja nie chcę do takiego Wiednia.
^ Erzsebet tłumacząca sądowi, jak namierzyła mordercę, koloryzowane
[Recenzja została po raz pierwszy (27.08.2017) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]
Atutem powieści jest sposób prowadzenia akcji, odmienny od tradycyjnego kryminału. Trochę to reportaż z kilku miesięcy życia inspektora policji, trochę scenariusz do filmu lub serialu, trochę pomysło...
@Catta
Pozostałe recenzje @KazikLec
Chryzantema, cytra, topór
To, że klan Inugami to banda serdecznie nienawidzących się nawzajem palantów, nie jest żadną nowością. Równie dobrze znanym w okolicy faktem jest ich źle skrywane wyczek...
1937, prowincja, cała okolica żyje ślubem lokalnego panicza i nauczycielki. I będzie jeszcze bardziej żyła morderstwem, które wydarzy się w noc po ceremonii, gdy rodzinę...