Stephen King w swojej pierwszej opublikowanej powieści opowiedział historię brzydkiego kaczątka zamieniającego się powoli w pięknego łabędzia tylko po to, by zakończyć ją krwawą łaźnią. Przy okazji daje nam wykład z socjologii, przypominając, jak piekielnie ważny jest proces socjalizacji wtórnej.
Carrie White jest nieśmiałą, zaniedbaną, zahukaną i odtrąconą przez społeczeństwo dziewczyną. Od lat jest celem niewybrednych żartów, wyzwisk, kpin i dowcipów swoich rówieśników. Szkolna społeczność jej nie akceptuje, bo dziewczyna wyraźnie odstaje od reszty. Co gorsza, to wcale nie jej wina. W domu, zamiast chwili wytchnienia od przykrości, czeka na nią matka, której fanatyzm religijny dawno przekroczył wszystkie możliwe granice. Wychowywana pod kloszem, nierozumiejąca własnego ciała oraz nieprzystosowana do życia wśród innych ludzi jest chodzącym nieszczęściem, które los obdarza przykrościami w ilościach hurtowych. Dla tego biedactwa niemal nikt nie ma litości. Filmowcy już trzykrotnie wyciągali jej historię na duży ekran, zmuszając ją do ponownego przeżywania pamiętnego koszmaru. Nawet sam Stephen King wrzucił ją do kosza i jedynie dzięki interwencji Tabithy – żony pisarza – historia dziewczyny zobaczyła światło dzienne. Życie przez lata nie ofiarowało Carrie żadnej możliwości ucieczki. W końcu wraz z procesem dojrzewania przebudziły się w niej zdolności telekinetyczne. Tragedia nadeszła niedługo później.
Trudno pisać o Carrie bez zdradzania po części jej zakończenia. Książkę z dorobku Kinga wyróżnia przede wszystkim jej forma. Już niemal od samego początku dowiadujemy się, jaki koniec czeka bohaterkę. Później obserwujemy wydarzenia z dwóch perspektyw. Śledzimy drogę do tragedii w klasycznej fabularnej formie. Zagłębiamy się w emocje i przeżycia Carrie, narastające w niej poczucie niesprawiedliwości oraz kiełkujący gniew. Z drugiej strony otrzymujemy liczne komentarze przybierające formę artykułów naukowych, fragmentów biografii, wywiadów i zeznań świadków. Oni już wszyscy wiedzą, co się stało, dlatego podchodzą do sprawy na zimno. My też wiemy, co tylko jeszcze mocnej ściska nas za serce. Już na poziomie formy, jaką przybiera książka, King przemyca spory ładunek emocjonalny. Historia młodej i bogu ducha winnej dziewczyny przeplata się z zimnym, pozbawionym emocji i empatii akademickim komentarzem. Pisarz z Maine chyba żadnej ze swoich późniejszych książek nie nadał tak realistycznej atmosfery.
Chociaż Stephen King na podorędziu ma niejedno straszydło i jeszcze więcej dziwnych, niepokojących i ostatecznie dość nieprzyjemnych zjawisk, to wszystkie te paranormalne elementy mogą podkulić ogon w konfrontacji z grozą, którą autor rzeczywiście przemyca w swoich tekstach. Już przy pierwszym podejściu wykorzystał element, który stanie się w przyszłości jego wizytówką. Najgorsze i najpaskudniejsze rzeczy potrafią być dziełem człowieka. Biedna Carrie przeżywa straszne chwile i współczujemy jej z całego serca. Nie ulega wątpliwości, że to ona jest ofiarą, a szkolni koledzy są gorsi nawet od Pennywise’a. Zło w tym przypadku nie ma nic wspólnego z mocami, jakie ujawniły się u dziewczyny. Wszystkiemu winne są hormony, dojrzewanie i religijny fanatyzm.
Carrie Kinga ma w sobie dużo z komiksowej genezy czarnego charakteru – w końcu oni zawsze mają dobre powody, by stanąć po złej stronie. Znajdziemy tu bowiem niezrozumiane dziecko, wyrządzone krzywdy oraz przebudzenie mocy, od którego wystarczy krok do ostatecznego zdefiniowania bohatera. Tym jednak razem nie jest to obraz fascynujący, ale bolesny i smutny. Widząc ostatni etap, w którym znalazła się Carrie, miałoby się ochotę zadzwonić po Gwardię Narodową i strzelać do nastolatki bez ostrzeżenia. Jednak po poznaniu całej jej historii ocena nie jest wcale taka łatwa. King zamyka czytelników w moralnej pułapce, luzując uprzednio hamulce. Jak bowiem nie trzymać za dziewczynę kciuków, gdy zmienia w miazgę każdego napotkanego gnojka, który poniżał ją, wyśmiewał i miał wkład w zniszczenie jej życia. Z drugiej jednak strony to przecież były tylko dzieci. Miały przed sobą całe życia, plany, marzenia i przede wszystkim możliwość zmiany. Carrie jednak trudno potępić. W końcu nie stała się potworem z własnej woli i winy. Historia przedstawiona przez Kinga jest cholernie trudna do oceny. Na domiar złego, tak już na dobicie, książka każe nam postawić się nie tylko na miejscu nieszczęśliwej dziewczyny i ważyć jej czyny na własnej moralnej wadze. Próbuje postawić nas na miejscu jej oprawców. Początkowo mamy ochotę wyrywać flądrom natapirowane kudły i połamać tipsy, ale głos z tyłu głowy w końcu zaczyna pytać, czy i my nie podłożyliśmy kiedyś komuś nogi. W końcu sami mogliśmy brać udział w kształtowaniu życia napotkanych przez nas osób.
Mimo emocjonalnego ładunku i moralnej pułapki Carrie zdecydowanie brakuje jeszcze warsztatowych umiejętności Kinga. Opisy nie są tak płynne i wciągające, a całość zarysowana nieco pośpiesznie. Carrie zyskuje natomiast ciekawą formą paradokumentu – że też żadna z trzech filmowych adaptacji nie poszła w tym kierunku – oraz wycieczkami w głąb chaotycznej psychiki głównej bohaterki. Natomiast groza płynąca ze społecznych zachowań, a nie rozwartego pyska paranormalnej bestii, budzi ten charakterystyczny niepokój, do którego w późniejszej karierze przyzwyczaił nas King.
RuBryka Popkulturalna ocenia 7/10
Recenzja ta została początkowo opublikowana na portalu Nerdheim.pl