Z czystej ciekawości, sięgnęłam w końcu po Królową Lata. Po tylu ciepłych recenzjach i gryzącym mnie poczuciu winy, że do tej pory nie pognałam po tą książkę do księgarni, rozsiadłam się z nią wygodnie.
I co zastałam? Historie Asilinn, dziewczyny mogącej widzieć wróżki. Nie są to jednak stworzenia dobre i łagodne niczym z bajek dla dzieci. Są nieraz przepełnione złem i okrucieństwem, a sam ich wygląd może przyprawiać o dreszcze. Ash już od dziecka miała wpajane, że nie wolno zwracać na siebie uwagi świata wróżek. Całe swoje życie, unikała ich jak ognia. Ale przecież, nic nie może trwać wiecznie prawda?
Ash zostaje wybraną samego Króla Lata, wróża, który potrzebuje jej pomocy aby odzyskać należną mu moc i władzę.
W ucieczce od wróżek pomaga jej tylko dom, i to nie byle jaki, bo wykonany ze stali, która wróżki bardzo osłabia. To stary wagon pociągu, w którym mieszka jej przyjaciel Seth. I tutaj właśnie zaczynają się schody. Nigdy w żadnej książce nie spotkałam postaci tak wyidealizowanej! Wierzy głównej bohaterce w każde słowo, nie neguje nic co ta powie, zawsze jest przy niej, trzyma za rączkę, robi wszystko, byle by samemu widzieć świat wróżek. To wszystko przyprawiało mnie o mdłości. Nie lubię postaci tak gładkich i idealnych. Szybko stają się dla mnie nudne i miałkie, co niestety nie wpływa dobrze na czytaną przeze mnie książkę.
Mamy tutaj tak skrajnie rozbudowane postacie, że chwilami zniechęcało mnie to do czytania.
Seth ideał, Donia – Zimowa Panna – ex wybranka, jak że kochliwego Króla Lata. Postać tragiczna, samotna, okuta zimnem i lodem. Postać dająca się lubić, jednak wprawiająca mnie w stan lekkiej melancholii. I sprawiająca, że chwilami widząc je imię miałam ochotę przewrócić kartkę.
Jedyną postacią która mi się podobała, to sam Król Lata, Keenan. Może dlatego, że jest postacią wyśrodkowaną, niewpadająca w skrajności. Król od stuleci poszukuje swojej Królowej, śmiertelniczki, która zostanie jego żoną i pomoże mu zwyciężyć w walce z jego matką, Królową Zimy. Nie było by w tym, nic nie zwykłego, gdyby przez te stulecia nie zrobił sobie własnego haremiku, składającego się z kilkudziesięciu Panien Lata, zakochanych w nim śmiertelniczek, które przemieniały się we wróżki zostawiając za sobą swoje śmiertelne życie. Kochliwy ten nasz Król… Kochliwy, nie ma co…
Sama akcja… Zaraz, jaka akcja… Całą książkę, Asilinn albo ukrywa się przed wróżkami, albo szuka sposobu aby się uwolnić od ich Króla, który najchętniej podążałby za nią krok w krok. Żadnej akcji tutaj nie ma. Wszystko czytałam płynnie i gładko, ale mimo wszystko, nie było tutaj żadnej sceny, która zaparłaby mi dech w piersiach. Nawet scena walki, o ile można to tak nazwać, z samą Królową Zimy, trwała tak krótko, że nie wywarła na mnie żadnego wrażenia.
Przez cały czas krążymy właśnie wkoło uczuć głównych bohaterów.. Plusem jest również fakt, ze autorka nie poszła za standardowym rozwiązaniem – pojawia się książę i bohaterka od razu rzuca się w jego ramiona. Tutaj zwolenniczki takich rozwiązań poczują się rozczarowane.
Końcówka, niestety przewidywalna, zostawiła we mnie lekkie uczucie rozczarowania. Liczyłam na coś więcej, i niestety, przeliczyłam się dość mocno.
Podsumowując – ciekawy pomysł na fabułę ale niewykorzystany w pełni. Cały czas brakowało mi tutaj jakiejś dawki energii, i pomimo, że czytało się szybko, jest to ksiązka którą bardzo szybko wyrzucę z pamięci.