„Kręgi” to druga powieść Zbigniewa Zborowskiego, którą miałam przyjemność przeczytać. Kiedy otworzyłam przesyłkę od wydawcy, moim oczom ukazała się książka przewiązana żółtą policyjną taśmą z napisem: „Crime scene – do not cross”. Moje usta rozszerzyły się w bezwiednym uśmiechu, jak u kota z Cheshire. Lubię takie niespodzianki, a ta nadzwyczaj przypadła mi do gustu. Jeśli książka będzie w taki sposób promowana w księgarniach, to myślę, że sukces komercyjny ma zagwarantowany. Czego serdecznie życzę Zborowskiemu, bo „Kręgi” to kolejna świetna powieść, jaka wyszła spod jego pióra.
Był podkomisarz Bartosz Konecki (dlaczego były, należy przeczytać „Skazę”, co serdecznie polecam), pracujący obecnie jako detektyw, dostaje wydawałoby się proste zlecenie. Jego zleceniodawcą jest mężczyzna o wyglądzie „spod ciemnej gwiazdy” oraz o równie „przyjemnych” manierach. Konecki ma śledzić młodą aktorkę, Amelię Stokrocką. Ma podobno sprawdzić, czy dziewczyna nie ma z nikim romansu. Mężczyzna chce się tego dowiedzieć „dla dobra kolegi”. Szybko jednak okazuje się, że Stokrocka interesuje się sprawą sprzed lat, dotyczącą zabójstwa nastolatki, Krystyny Talko. W tym celu spotyka się z dziennikarzem o nazwisku Łyko, który ma dla niej kogoś odnaleźć. Sam zleceniodawca okazuje się lichwiarzem o nazwisku Zacharewicz, a kolega, dla którego ma wyświadczyć rzekomą przysługę, to biznesmen pracujący w branży filmowej, Wasilewski.
Cała ta historia zaczyna się coraz bardziej plątać, a Konecki, jako były policjant nie umie przerwać swojego śledztwa, nawet wtedy, gdy Zacharewicz w dość brutalny sposób rezygnuje z jego usług, a jego własny związek z Jolą Bończak, rzeczniczką prasową policji, zaczyna obumierać. Konecki musi działać. Szybko odkrywa, że sprawę zamordowanej Krystyny Talko prowadził nijaki aspirant Norbert Pałucha, obecnie nieosiągalny. Coś się wydarzyło w 1992 roku, ponieważ nagle sprawa została umorzona, sam Pałucha pozbawiony stanowiska, a jako winnego popełnionego morderstwa zostaje skazany przypadkowy młodzian o nazwisku Janusz Ceglarczyk. Dodatkowo, całkiem niedawno zostało odnalezione martwe ciało młodej Marty Sobień. Ona również, jak Talko, ma obcięte obie dłonie. Nieoczekiwanym sprzymierzeńcem i przyjacielem, jedynym w niesprzyjających okolicznościach dla Koneckiego, zostaje ksiądz Tomasz – człowiek o wielkiej pasji, aby nawracać niewiernych i zbłąkanych, wręcz nieraz szaleńczej.
Te kręgi zła zaczynają się poszerzać i w końcu nie wiadomo, kto zabił kogo i dlaczego, ponieważ trup ściele się gęsto w najnowszej powieści Zborowskiego. Zupełnie jak wrzucony na taflę wody kamień, zło rozrasta się zarażając swoją siłą perswazji innych. Nic nie jest do końca wiadome w „Kręgach” i to bardzo mi się podoba. W ogóle cała książka, począwszy od fabuły, skończywszy na kreacji bohaterów, jest świetna. Znowu nie zawiodłam się na Zborowskim i teraz już jestem pewna, że ilekroć sięgnę po którąkolwiek jego powieść, będę ukontentowana. Tę książkę czyta się szybko, z zapartym tchem. Trochę tak, jakby oglądało się bardzo dobry film sensacyjny w kinie. I teraz zastanawiam się, dlaczego jeszcze nikt nie zaproponował Zborowskiemu umowy licencyjnej na nakręcenie filmu, właśnie. Już przy „Skazie” było to dziwne, a przy „Kręgach” będzie niedopuszczalne!