Kraina baśni jest dla wszystkich to zbiór utworów tego gatunku napisanych przez współczesnych autorów węgierskich. To niesamowita książka, piękna pod każdym względem (treść, przekaz, wydanie, ilustracje) i ogromnie ważna. Podczas lektury nieustannie nawiedzała mnie myśl, że gdyby rodzice czytali te baśnie swoim dzieciom, na świecie nie byłoby zła. Dzięki tej książce można uwierzyć, że życie może być piękną podróżą – i mówię to ja, którą bardzo trudno przekonać, że szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta.
Istotny jest już sam wstęp, w którym czytamy o przyczynach powołania do życia tego zbioru i zasadach, jakimi kierowano się, nadając mu kształt. Baśnie te, czerpiąc z klasyki gatunku i przekształcając ją, stają się więc głosem krzywdzonej mniejszości. Której i kiedy – nieważne. Wśród założeń pomysłodawców było i takie: I niech teksty nie mają charakteru dydaktycznego (s.9). Przyznam, że tego akurat nie rozumiem. Baśnie powinny uczyć i te także uczą, przy czym nie jest to dydaktyzm nachalny i nakazujący, a delikatny – i z tego względu ma szanse być bardziej skuteczny.
W kolejnych opowieściach spotykamy bohaterów ludzkich i zwierzęcych, którzy mierzą się z różnymi problemami swojego istnienia i doświadczają różnych jego stanów. Poszukują prawdziwych siebie albo wydobywają siebie z ukrycia. Przygotowują się do życiowych walk, dowiadują się, kto jest ich najgroźniejszym przeciwnikiem i gdzie szukać ratunku. Poznają, co to przyjaźń i co to odrzucenie. Przechodzą życiowe przemiany i takie podejmują decyzje. Kochają, są samotni, pokonują swoje słabości i stają się dzielni, cierpią i są szczęśliwi – mimo wszystko. Jak widzicie, jest to katalog spraw uniwersalnych, z którymi nie raz i nie dwa mieliśmy do czynienia, a ten zbiór baśni przypomina nieco poradnik, jak je przyjmować i jeśli trzeba – rozwiązywać. Nie za pomocą czarodziejskiej różdżki, choć oczywiście mamy tu elementy fantastyczne. Za pomocą fantastycznych umiejętności, jakimi są wrażliwość, akceptacja, tolerancja i uznanie drugiej osoby za kogoś rzeczywiście ważnego i wyjątkowego, jak sami jesteśmy. Światów wykreowanych w tych baśniach nie chce się opuszczać – chyba że po to, by je urzeczywistnić.
Nie zawaham się przed stwierdzeniem, że ten zbiór baśni powinien przeczytać każdy. Dzieci przyjmą je w sposób naturalny – myślę, że niczemu się tutaj nie zdziwią i po prostu wszystko zrozumieją. Mnie, dorosłej kobiecie, ta lektura dała bardzo wiele i bardzo wzruszyła. Faktem jest, że trafiła w swój czas (swoją drogą, skąd książki wiedzą, że mają być przez nas czytane akurat w tym, a nie w innym momencie?), ale nawet gdyby nie, doceniłabym ją tak samo. Będę do niej wracać, bo jest to książka pełna dobra i mocy. Pełna pozytywnej energii, choć bohaterowie mierzą się z trudnymi wyzwaniami. Wyciskająca łzy, ale ciepła. Prawdziwie magiczna.
I do jej recenzji chcę dołączyć osobistą historię, która zdarzyła mi się wczoraj, a ja widzę związek między nią i przeczytanymi baśniami. Mam przyjaciółkę, która – jeśli ktoś jej dobrze nie zna – może uchodzić za osobę dość oschłą i sztywną. Nie jest wylewna w okazywaniu uczuć, co niektórzy biorą za brak serdeczności czy zainteresowania ich sprawami. Wczoraj widziałyśmy się ostatni raz przed świętami, które każda z nas spędza inaczej. Usłyszałam od niej: Jak ja się cieszę, że cię mam. I pomyślałam, że często w drugim człowieku jest to, co my sami zobaczymy. I będzie tego tyle, na ile pozwolimy temu się rozwinąć. To również przekazują współczesne węgierskie baśnie.
Chyba jeszcze nigdy nie napisałam w recenzji, że koniecznie musicie przeczytać jakąś książkę. Ale teraz napiszę – musicie.