„Brama zdrajców” Edgar’a Wallace’a po raz pierwszy wydana została w 1927 roku. Aktualnie mamy szansę poznać historię jeszcze raz, gdyż została wydana tego roku po raz kolejny. Z pewnością ucieszy ona fanów powieści sensacyjnych oraz kryminalno-awanturniczych, w których dzieje się mnóstwo rzeczy. Mnie do przeczytania nie trzeba było dużo namawiać, w końcu zawiera w sobie te elementy, które najbardziej lubię. I muszę przyznać, że mimo swoich kilku wad książka naprawdę potrafi wciągnąć niejednego czytelnika…
Anglia, XX wiek. Graham Hallowel wraz z kilkoma innymi osobami planuje skok na londyński Tower, aby ukraść królewskie klejnoty. Cała napaść musi zostać dokładnie zaplanowana, gdyż Tower jest najpilniej strzeżonym miejscem w Londynie. Tymczasem brat Grahama, Richard, młody oficer, zamierza oświadczyć się swojej ukochanej, Hope Joyce, jednak nie jest to łatwe. Kobieta, podobnie jak inni, nie potrafią określić przeszłości Hope, co wiąże się z przeszkodami w zawarciu głębszej znajomości. Jak potoczą się losy bohaterów? Czy „wielki skok” się powiedzie? I cz Richard znajdzie sposób, aby być z ukochaną?
Do książek, w których dzieje się sporo, mam słabość. Uwielbiam, kiedy dreszcz emocji towarzyszy mi podczas czytania. „Brama zdrajców” zapowiadała się wielce ciekawie, dlatego podjęłam się czytania jej w ostatnim czasie. Z początku wydaje się ona nieco wolna, pisarz dokładnie opisuje plany, które są poczynane w związku ze skokiem na Tower. Można nawet czasem się zgubić, gdyż narrator przeskakuje od jednej sytuacji do drugiej, na szczęście jednak nie zdarza się to tak często. Z każdym kolejnym rozdziałem akcja nabiera tempa i w punkcie kulminacyjnym jest już ona naprawdę rozwinięta. Cała napaść oraz dalsze losy bohaterów wciągają jeszcze bardziej, nie ma szans, aby oderwać się od czytania. Rozczarowujący jest jednak moment, kiedy już wszystko jest jasne i można w duchu pomyśleć, że wszystko potoczyło się gładko i szybko. Ale uśmiech satysfakcji zostaje jeszcze na długo po odłożeniu książki.
Fabuła rozgrywa się w latach dwudziestych XX wieku, wtedy też żył sam autor powieści. To daje niezliczone plusy, gdyż zarys miejsca akcji oraz obyczaje, a także gwara tamtych lat oddane są z najczulszą starannością. Autor świetnie oddał obraz tamtych lat, kiedy w Anglii panowały sztywne zasady, ale również mająca w sobie mnóstwo uroku. Dlatego ważne jest, że nie tylko miłośnicy kryminałów i powieści awanturniczych znajdą w niej coś dla siebie. Również zwolennicy powieści historycznych oraz wielbiciele XX-wiecznej Anglii mogą śmiało odnaleźć się w tej historii.
Chociaż książka ma w sobie sporo zalet, pojawiają się również i wady. Głównie chodzi tutaj o niektóre zbyt obszerne opisy sytuacji, które nie wnoszą zbytnio niczego do fabuły. Niektóre wątki bądź postacie wydają się zbędne, autor zamiast skupić się na dwóch głównym wątkach powieści, czyli przygotowania do skoku oraz miłość Richarda i Hope, dodaje również wiele wątków pobocznych, które nieco przeszkadzają w czytaniu i nieco mieszają w odbiorze tekstu. Czytelnik skupia się na całej fabule i dlatego może być to ciut dekoncentrujące. „Brama zdrajców” może odstraszyć niektórych przez to, że punkt kulminacyjny zbiega się dopiero na samym końcu. Wiadomo, brak akcji nuży odbiorcę, więc przebrnięcie przez cały tekst aż do samego końca może czasem się dłużyć. Ale plusem w tym przypadku jest to, że napięcie wzrasta oraz cała akcja jest przedstawiona brawurowo, przez co na nudę nie można narzekać.
Może i nie jest to książka najwyższych lotów i nie porwie każdego, to muszę przyznać, że naprawdę dobrze mi się ją czytało. Tak jak wspomniałam, można by ominąć parę sytuacji i wyszłoby dużo lepiej. Intrygujące zagadki przeszłości, poczynania do skoku na Tower, pościg, strzelanina oraz wiele innych ciekawych akcji – to wszystko mieści się w zaledwie dwustu stronach. Dlatego, z przymrużeniem oka na niewielkie błędy, można odnaleźć się w tej pasjonującej powieści kryminalnej. Świetnie nadaje się ona na leniwe wieczory oraz wolne chwile, kiedy powiewa nudą i poszukujemy ciekawego tytułu. Zachęcam do sięgnięcia, zwłaszcza miłośników gatunku, ale również rządnych nowych wrażeń, niestrasznym oczekiwaniu na „wielkie bum”. Zapewniam, że to czekanie zostanie nagrodzone bardzo hojnie…