W Szczecinie w 1957 r. wybucha ogniwo nieznanej choroby, która błyskawicznie doprowadza do śmierci. W Komendzie Wojewódzkiej MO powołany zostaje zespół mający odkryć jej przyczynę. Na jego czele staje porucznik Galant, a pomagać mu będą młoda milicjantka, lwowiak i lekarz. Trop prowadzi do śledztw sprzed kilku lat, a komuś ewidentnie zależy na zatuszowaniu prawdy. To do czego dojdzie ta specjalna grupa w swoich poszukiwaniach zburzy cały ich światopogląd...
Do sięgnięcia po tę pozycję zachęciły mnie nietuzinkowa okładka, intrygujący tytuł oraz miejsce, w którym rozgrywa się akcja. Intryga stworzona przez autora pochłania czytelnika od pierwszych stron, rzuca go w wir niesamowitych wydarzeń, biegnących wartko niczym nurt Odry. Ja czułam się do niej wręcz przyspawana jak łańcuch do kotwicy. Nie mogłam się oderwać, wprost przepadłam bez wieści dla otaczającego mnie świata. Perfekcyjne połączenie faktów z fikcją stanowi jeden z wielu atutów tej książki. Bohaterowie to zlepek fascynujących charakterów, które potrafią wywołać zamieszanie, a nawet wywołać niezły chaos czy wzbudzić cały zestaw różnorodnych emocji. Każdy z nich to elementarna cząsteczka, mająca wpływ na rozwój fabuły.
Wątki poruszone przez pisarza powinny zadowolić nawet najwybredniejszego konesera tego gatunku. Mamy tu do czynienia z kuru - nie przez wszystkich poznaną, śmiertelną przypadłością, dotyczącą głównie plemion kanibali z Papui-Nowej Gwinei. To z kolei dało znakomity zaczątek do przywołania postaci Józefa Cyppka, zwanego Rzeźnikiem z Niebuszewa oraz poruszenia kwestii coraz częściej pojawiających się wątpliwości dotyczących jego winy. Czy naprawdę był on seryjnym mordercą? Czy zabił Irenę Jarosz? A może zrobiono z niego zwykłego "kozła ofiarnego"? Dzięki tej lekturze jedna z miejskich legend zyskała nowy wymiar. Kto wie? Może ukazany scenariusz jest nie tak bardzo nieprawdopodobny jak nam się wydaje?
Kolejny plus to umieszczenie w treści motywów demona Azazela czy czczącego go kościoła. Ciekawostką okazał się dla mnie fakt, iż taka sekta istotnie powstała, ale nie na terenie naszego kraju, a w Stanach Zjednoczonych. Technika, za sprawą której te wszystkie aspekty zostały powiązane z całą treścią, zasługuje na miano majstersztyku.
Dla mnie wisienką na torcie było nie tylko świetne zakończenie, ale przede wszystkim możliwość odbycia literackiego spaceru po dawnym Szczecinie i poznania do tej pory niezgłębionych przeze mnie kwestii odnoszących się do miasta, z którym byłam związana przez długi czas oraz które pokochałam. Dzięki twórcy jeszcze raz przemierzyłam nie obce mi ulice lub parki. Oczami wyobraźni widziałam ich historyczny obraz, a na języku poczułam tak swojski smak bosmana 😁
Przemysławowi Kowalewskiemu należą się słowa uznania za ogrom pracy, jaki włożył w to, by jak najlepiej oddać realia dawnego Szczecina. Na pewno kosztowało to autora wiele czasu oraz wysiłku. Od siebie przesyłam serdeczne wyrazy wdzięczności za sentymentalną podróż w przeszłość i obudzone we mnie wspomnienia. Chapeau bas za mistrzowsko wykreowaną powieść!
Polecam nie tylko miłośnikom tego portowego miasta czy wielbicielom kryminałów. Rekomenduję go absolutnie wszystkim!!! Moim zdaniem ten debiut ma ogromną szansę na tytuł najlepszego w tym roku, a pisarz może sporo namieszać (oczywiście w pozytywnym sensie 😉) na naszym rodzimym rynku wydawniczym, czego mu z całego czytelniczego serducha życzę.