Na wstępie powiem, że nie spodziewałam się tego, co dostałam, ale dostałam doprawdy niezłą mieszankę wszystkiego co kocham, do tego udaną mieszankę!
Krótko i rzeczowo! Co tam znajdziemy?
- Koty! O różnorodnych charakterach, ale wszystkie równie urocze! A w zasadzie kocią kawiarnię, stąd tyle czworonożnych przyjaciół. Podobało mi się częste podkreślanie jak powinno się zachowywać w takim miejscu - autorka wplotła nam do tej lekkiej historii również kocią edukację!
- Barcelonę! Akcja dzieje się właśnie tam, kocham to miasto, więc każda wzmianka tamtejszych miejsc wywoływała u mnie radość, ale i tęsknotę...
- Akcenty japońskie! To było dla mnie zaskoczenie! Właścicielka kawiarni jest Japonką i często przewijają się jakieś japońskie wzmianki, jak np. fragment o filmach Miyazakiego. A konkretnie o Podniebnej poczcie Kiki (ze względu na kota, który tam występuje).
No dobra, a teraz nieco szerzej...
Barcelona jest miastem marzeń, w tej książce jednak niespełnionych, Nagore to czterdziestolatka, której życie całkowicie się posypało i musi zaczynać od zera w nowym miejscu, a czy w takim wieku może na nią czekać szczęśliwe zakończenie, czy już tylko znośne, o ile jakiekolwiek?
Dziewczyna przeprowadza się do Barcelony by stanąć na nogi, jednak nic nie idzie zgodnie z planem, nie może znaleźć pracy, a na domiar złego w nocy nie może nawet spokojnie pospać ze względu na kocie koncerty. Straciła wiarę, że spotka ją coś dobrego, jednak jej przyjaciółka załatwia jej pracę tymczasową! W kociej kawiarni! Tylko jest jeden problem, Nagore nie lubi kotów, wręcz się ich boi. Jednak czy ma wybór? Dziewczyna podejmuje się pracy, która w krótkim czasie jeszcze bardziej wywróci jej życie do góry nogami, a to wszystko za sprawą bezdomnych mruczków.
Tak, cytując okładkę jest to książka dla miłośników kotów, kawy, Barcelony, ale również dla miłośników Japonii! Co może nie być takie oczywiste!
Nie tak dawno temu rozmawiałam z pewną osobą na temat tego jak bardzo lubię prostotę w wielu japońskich opowieściach. Te historie są dla mnie pokrzepiające i magiczne, a właśnie są zwięzłe, proste i łatwe w odbiorze. Dla niektórych to za mało do zachwytu, z kolei mnie właśnie takie historie często urzekają, chwytają za serce.
W każdym razie. Ta książka nie jest japońska, a mam wrażenie jakby była! To właśnie ten typ opowieści, aż jestem w stanie założyć, że autorka musi mieć jakiś związek z japońską, kocią literaturą (może czytała i lubi?). Ta historia od razu skojarzyła mi się z tymi pokroju The cat who saved books oraz Before the coffee gets cold. Proste, pokrzepiające, wzruszające, mało wymagające. Dla jednych to plus, dla innych minusów.
Lecz jeśli tak jak ja lubicie takie ciepłe, proste historie rodem z Japonii to ta książka będzie niespodziewanym strzałem w dziesiątkę! KONIECZNIE TO CZYTAJCIE!
To jedna z tych historii, którą najchętniej sprezentowałabym wszystkim czytelnikom! A już zwłaszcza tym potrzebującym pokrzepienia i odbudowania wiary w siebie, nie jest wypełniona mądrościami, ale znajdziemy w niej nadzieję na lepsze jutro niezależnie na jakim etapie swojego życia się znajdujemy, ponieważ ono nie kończy się po przekroczeniu progu wiekowego. Zawsze się liczymy i musimy walczyć o własne pragnienia, nawet wtedy, a zwłaszcza wtedy, kiedy nie idą w parze z cudzą wizją naszego życia. Sporo w niej takich zalążków mocniejszych wątków, autorka po prostu ich nie rozwija, a pozostawia w tle do naszej interpretacji.
W tej książce podobały mi się także wszelkie kocie wstawki - jak się zachowywać wobec kotów, co może oznaczać ich zachowanie, jak i to jakie krótkie nauki dawały głównej bohaterce, a i ostatecznie podsumowanie tego wszystkiego na zakończenie przygody.
Dla niektórych może być to książka naiwna, dla mnie była lekka i przyjazna. Lektura na jeden wieczór. Z całego serca polecam!
Ode mnie 7.5/10
Książkę przeczytałam w ramach współpracy barterowej z wydawnictwem Mando.