Tak więc wskutek niestrawności po zjedzeniu pokarmu dla kotów w wieku lat dwunastu i pół utraciłem wiarę i zyskałem wewnętrznego wroga: siebie samego, a konkretnie tego nieznanego przeciwnika, którego wszyscy gościmy w swoich trzewiach.
/ fragment książki/
Fabuła nieco więcej niż stustronicowej „Kosmetyki wroga” jest nieprzyzwoicie wręcz prosta. Do Jerome Angusta oczekującego na paryskim lotnisku na opóźniony samolot, dosiada się nieznajomy i nawiązuje rozmowę. Bohater początkowo stara się ignorować natręta, potem próbuje go zniechęcić a nawet obrazić. Mężczyzna, który przedstawia się jako Textor Texel , zdaje się być odporny na wszelkie próby powstrzymania go przed rozmową z Jerome. Z czasem jego irytująca opowieść o własnym życiu robi się coraz ciekawsza. Texel okazuje się być nad wyraz dobrze zorientowany w najbardziej intymnych szczegółach życia Jerome`a. W końcu oświadcza, że dwadzieścia lat temu zamordował jego żonę….
Amelie Nothomb, autorka „Kosmetyki wroga” należy do tej kategorii artystów, których twórczość jest niezwykle trudno, a wręcz niemożliwym rozpatrywać w izolacji od jej życiorysu i osoby. Tę zależność miedzy literaturą uprawianą przez Nothomb a jej prywatnym życiem widać nie tylko na przykładzie „powieści japońskich” pisarki – „Z pokorą i uniżeniem”, „Metafizyki rur”, „Ani widzenia, ani ze słyszenia” a także w pewnej części – „Biografii głodu”, lecz także w pozostałych powieściach Nothomb. Urodzona w 1967 r. w Kobe Amelie Nothomb była córką Patrick Nothomb, zawodowego dyplomaty, wieloletniego ambasadora Belgii na Dalekim Wschodzie. Mała Amelie zanim po raz pierwszy w wieku siedemnastu lat pojawiła się w rodzinnej Belgii, w związku z charakterem pracy rodzica, zwiedziła pół świata. Mieszkała w Japonii (wspomnienia z pobytu w tym kraju stanowią ważną część literackiego dorobku), w Chinach, Stanach Zjednoczonych, Bangladeszu, Tajlandii, Birmie oraz Laosie. Częste zmiany nie tylko otoczenia, lecz także kultury i zwyczajów, odbiły się na psychice Nothomb, która – jak sama twierdzi – już od trzeciego roku życia cierpiała z powodu alkoholizmu i anoreksji. Ratunkiem przed coraz większym poczuciem wyobcowania i zagubieniem okazały się nałogowo czytane książki, które niemal zawsze pojawiają się w jej „powieściach”. Dlaczego cudzysłów? Ksiązki Nothomb przywodzą na myśl przerośnięte nowele, składające się z nie więcej niż 130 -150 stron, niż klasyczne wielosetstronicowe dzieła. Mimo krótkiej formy od czasu debiutu, „Higieny mordercy” w 1992 r. Nothomb regularnie co rok (zawsze we wrześniu) wydaje kolejne „powieści” i za każdym razem jest to wydarzenie.
Mieszkając w Belgii, ale wydająca w Paryżu i pisząca po francusku pisarka jest dziś jedną z najjaśniejszych gwiazd europejskiej literatury, tworzonej przez pisarzy, którzy debiutowali pod koniec ubiegłego wieku. Jej dorobek liczy dwadzieścia dwie pozycje, ale jak twierdzi Nothomb w szufladzie ma dwa razy więcej nie opublikowanych pozycji. Nie ma wątpliwości, ze jest dziś najbardziej znaną francuskojęzyczną autorką na świecie. Między innymi dzięki pochodzącej z 2001 r. „Kosmetyki wroga” – małej perełki w literackim dorobku pisarki.
Zacznijmy jednak od zastrzeżenia. Mini-powieść Nothomb nie jest horrorem, do którego przyzwyczaili nas mistrzowie gatunku: King, Masterton, Barker czy klasycy – Lovercaft, Poe. Nie znaczy to bynajmniej, że „Kosmetyka wroga” pozbawiona jest elementów grozy, wynikających jednak nie z motywów i wątków nadprzyrodzonych, lecz ze zła ukrywającego się w mrocznych zakątkach ludzkiej duszy. Wydaje się, że więcej w niej thrillera i to hitchcockowskiego w stylu. Bohater „Kosmetyki wroga” niczym detektyw John Ferguson z „Zawrotu głowy” zostaje przez głupie zrządzenie losu (opóźniony samolot) wciągnięty w intrygę, która szybko wymyka się jego kontroli. Można odnieść wrażenie, że Jerome, mimo pozorów ustabilizowanego życia, także i nad nim nie panuje, tak jak nie panuje nad własną psychiką. Więcej jednak zdradzać nie można, ponieważ mini-powieść Nothomb przypomina niezwykle precyzyjnie napisany scenariusz filmu, którego wartość w znacznej mierze opiera się na finałowej zaskakującej puencie. Przyjrzyjmy się zatem innym elementom utworu.
Sytuacja wyjściowa, w której się znalazł się Jerome, jest podobna nie tylko dla bohatera „Kosmetyki wroga”, lecz także dla innych postaci stworzonych przez Nothomb (np. dziennikarz z „Higieny mordercy”). Otrzymujemy zatem zwykłego bohatera uchwyconego w sytuacji, której powszechność i pospolitość, jest doświadczeniem niemal każdego czytelnika. Znudzony oczekuje na opóźniony samolot (równie dobrze mógłby być to pociąg, autobus itp.), dosiada się do niego obcy mężczyzna i nawiązuje niezobowiązującą rozmowę. Tego rodzaju rzeczy zdarzają się nie tylko na paryskim lotnisku, ale wszędzie, na całym świecie. Bo wszędzie tam, znajdą się znudzeni oczekujący i gadatliwi obcy. Powszechność i znajomość punktu wyjścia jest typowa dla filmowej i literackiej grozy. Twórcy pokazują nam swojski świat lub jego wycinek, tylko po to by zmylić naszą czujność, by pokazać, że jest on kruchą fasadą skrywającą mrok i szaleństwo, które ostatecznie doprowadzą do jego zagłady.
Dalej analogie miedzy horrorem a powieścią Nothomb bynajmniej nie rozchodzą się w przeciwnych kierunkach. Po pozornie niewinnym początku, rozpoczyna się kolejny etap – osaczania ofiary. Wszyscy dobrze pamiętamy Jacka Torrance`a z „Lśnienia” (filmowego i literackiego), który osaczony przez ponury, odcięty od świata hotel oraz własne demony, zaczął tracić zmysły. U Nothomb osaczenie Jerome przez tajemniczego nieznajomego odbywa się przy wtórze błyskotliwych ripost i zabawnych bon motów, a czasem obu na raz („Nie daleko zajdziemy, jeśli będzie mi pan wciąż przerywał”/ „Wcale nie jestem pewien, czy chciałbym z panem zajść daleko” ). Przez wiele stron jest całkiem zabawnie, także dzięki licznym humorystycznym aluzjom pozaliterackim („W Holandii nie brak obrzydliwego jedzenia”). A jednak wyczuwamy, że pod powierzchnią błyskotliwej wymiany zdań, kryje się coś niepokojącego. Dlaczego Texel Textor z takim uporem zadręcza Jerome? Jaki ma cel? Czego chce od bohatera? Zauważamy również, jak niechęć do natrętnego rozmówcy przemienia się w ciekawość. A ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Piekło, które zgotuje Texel Textor, bohaterowi nie będzie efektowne, raczej skromne, a nawet zwyczajne, jednak właśnie tym sposobem przerażające. Dotyczyć może bowiem każdego, kto ukrywa przed sobą mroczną tajemnicę.
Nothomb w mistrzowski sposób prowadzi intrygę. Choć rezygnuje niemal całkowicie z opisów, stawiając na dialog między dwoma bohaterami, udaje się jej pozyskać zaangażowanie czytelnika. Czyni to z tym samym wdziękiem, z którym Texel Textor wciąga swego rozmówcę. Forma dialogu i niewielka objętość książki sprawiają, że przychodzi Nothomb to tym łatwiej. Przychodzi jej to tym łatwiej także dlatego, że wyjściowa sytuacja bohatera oraz jej dalszy rozwój jest jak najbardziej wiarygodny. Taką rozmowę mogli odbyć nie tylko Texel Textor i Jeromoe Angust, ale setki tysiące ludzi ze znudzeniem oczekujący na spóźniony samolot czy pociąg na całym świecie. A im bliższa jest nam sytuacja, w której znajdują się bohaterowie, tym łatwiej czytelnikowi postawić się na ich miejscu.
Intryga biegnie zatem sprawnie, by w zaskakującej finałowej puencie trzasnąć nas w twarz. Wydaje się jednak, że rozwiązanie najważniejszej zagadki „Kosmetyki wroga” – kim naprawdę jest Texel Textor – następuje nieco zbyt szybko. Ostatnie strony nie czyta się już z takimi emocjami jak miało to miejsce przed ujawnieniem tajemnicy. Z drugiej strony brzmią wystarczająco przygnębiająco by przeczytać je do samego końca.
Świadomie unikam głębszej analizy treści, ponieważ mini-powieść Nothomb jest jak kostki domina: poruszenie jednej, spowoduje przewrócenie wszystkich. Sądzę jednak, że zasadniczy temat „Kosmetyki wroga” sytuuje ten utwór najbliżej grozy. Nie zmienia to jednak faktu, że odbiorca szukający makabry lub nadprzyrodzonych atrakcji, nie znajdą ich w powieści Amelie Nothomb. Na pewno jednak znajdą rozrywkę z domieszką kilku ważnych refleksji o ludzkiej naturze na najwyższym poziomie.