Po przeczytaniu „Korposzczurów” Dana Lyonsa utwierdziłam się w przekonaniu, że żyjemy w jakimś kompletnie pokręconym świecie i aż trudno uwierzyć, że ludzie znoszą takie warunki pracy i atmosferę w korporacjach, ponosząc ogromną cenę za niewielkie wynagrodzenie. Skąd się biorą ludzie, którzy są w stanie deptać i niszczyć życie innych? To osobne pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź.
„Korposzczury” są obszernym reportażem o tym, jak wygląda rzeczywistość ludzi pracujących w wielkich amerykańskich korporacjach skupionych w słynnej Dolinie Krzemowej. Treścią książki są wyrafinowane metody mobbingu i technik programowania osobowości, które mają na celu jak najdokładniejszą eksploatację pracownika przy jak najmniejszym obciążaniu firmy. Niestety, jak możemy się przekonać po lekturze książki, to się udaje, zwłaszcza w firmach, które powszechnie znamy i prawdopodobnie uważamy zatrudnienie w nich za sukces zawodowy. Giganci rynku internetowego, tacy jak Facebook, Netflix, IBM, Microsoft, Apple oraz inne wizjonerskie przedsiębiorstwa, choćby te prowadzone przez Elona Muska zbudowały swoja wartość i fortuny właścicieli na wyzysku pracowników.
Całe nieszczęście pracy w takich przedsiębiorstwach polega na tym, że panuje tam atmosfera ciągłego strachu, łagodnego, ale ustawicznego stresu i poczucia niestabilności zatrudnienia. Ludzie są zmuszeni poświęcić swoje zdrowie, życie osobiste i godność, aby zarabiać na życie w takich warunkach. Osoby wchodzące do tego świata mają poczucie uczestniczenia w eksperymencie psychologicznym, mającym na celu sprawdzenie, ile stresu człowiek jest w stanie znieść, zanim zorientuje się, że żyje w jakimś dziwnym świecie, w którym nie ma szans na docenienie, lojalności wymaganej wobec pracodawcy, nigdy odwrotnie.
Autor przytacza konkretne przykłady działań gigantów, które niby są takie rewolucyjne, a skutkują paskudna atmosferą w miejscu zatrudnienia, psuciem rynku pracy i obniżaniem zarobków w całej branży. Arogancja pracodawców przejawia się całkiem jawnie, kiedy ogłaszają oni swoje nowe strategie, choćby Netflix, który ogłosił swoje hasło, że jest miejscem pracy, nie rodziną. Sprawia to, że wyrzucić z pracy można każdego i w każdej chwili, bez skrupułów. Firmy mają też w zwyczaju prowadzenie swoich działań chaotycznie poprzez ciągłe zmiany, które również budują poczucie zagrożenia oraz braku sprawstwa.
Myślą przewodnią reportażu jest twierdzenie, że współczesne firmy starają się zaspokoić wiele potrzeb swoich pracowników, wstawiając do swoich siedzib stoły do ping-ponga, rest-roomy, zapewniając innego rodzaju rozrywki, zapominając o potrzebach podstawowych, zgodnie z piramidą Maslowa. Próżno liczyć na to, że dzięki korporacjom poczujemy się bezpiecznie, poczujemy, że tworzymy coś wspólnie z innymi pracownikami, albo że będziemy mogli się bez przeszkód realizować.
Druga kwestia jest taka, że miejsca pracy stają się coraz bardziej udziwnione. Kultura pracy mocno się zmieniła, teraz bardzo ważne stały się szkolenia podnoszące wydajność, kreatywność, a pracownicy dodatkowo są zmuszani do nie zawsze chcianej integracji i warsztatów, na których muszą budować obiekty z klocków Lego, czy też wyrażać niepochlebne opinie o swoich współpracownikach.
Książka wydaje mi się odrobinę przegadana, nie do końca przemyślana, jednak jej ogólny wydźwięk przysparza gęsiej skórki. Bycie trybikami w tych wielkich maszynach, w dodatku takimi, które w każdej chwili mogą zostać uznane za zbędne, jest zwyczajnie przerażające i daje do myślenia. Korporacje nie mają prawa tak traktować ludzi, a z drugiej strony ludzie nie mogą pozwalać się tak traktować.