"Kontrakt na miłość" to druga książka Katarzyny Mak, którą miałam okazję przeczytać i z przykrością muszę stwierdzić, że stała się kolejną publikacją, która mnie rozczarowała. Sięgnęłam po nią z polecenia, dlatego miałam nadzieję, że mnie zachwyci, jednak w mojej opinii była niestety mocno średnia. Trochę szkoda, bo po obiecującym początku liczyłam, że pójdzie w nieco inną stronę, ale cóż... Wszak nie można mieć wszystkiego.
W książce poznajemy historię Nataszy, która wyjechała do Los Angeles, by jej ciężko chory synek miał szansę na normalne życie. Niestety kobieta musi mierzyć się z chorobą dziecka oraz innymi przeciwnościami losu zupełnie sama, gdyż jej partner i ojciec Stasia zostawił Nataszę, gdy tylko dowiedział się, że ich dziecko nie urodzi się w pełni zdrowe. Mimo zaistniałej sytuacji kobieta znalazła w sobie siłę, by zawalczyć o zdrowie jedynego dziecka. Żeby jakoś utrzymać się w USA, dziewczyna pracuje na dwa etaty, chociaż z powodu rodzaju wizy, jaki posiada, może być zatrudniona jedynie na czarno. Kiedy wydaje się, że wszystko idzie ku dobremu, Natasza niespodziewanie traci jedno źródło utrzymania, więc musi czym prędzej znaleźć sobie kolejne dochodowe zajęcie… Wtedy otrzymuje propozycję dorobienia sobie, jako pani do towarzystwa i właśnie podczas swojego pierwszego wieczoru w nowej pracy poznaje Collina. Bogatego producenta filmowego, którego życie wydaje się idealne i pełne uciech. Jednak czy naprawdę takie jest? Czy nowo poznany mężczyzna pomoże Nataszy uporać się z finansowymi problemami? Tego dowiecie się, sięgając po "Kontrakt na miłość" autorstwa Katarzyny Mak.
Muszę zaznaczyć, że miałam z tą książką lekki problem. Chociaż początek i koniec bardzo mi się podobały, to środek mocno mnie rozczarował. O ile jestem w stanie zrozumieć postępowanie Nataszy, która starała się, jak mogła, żeby jakoś przetrwać, szczególnie że nie mogła podjąć się legalnej pracy, to pewne zachowania Colina były dla mnie po prostu nie do przyjęcia. Chociaż czasami pokazywał się zarówno czytelnikom, jak i Nataszy ze swojej cudownej, troskliwej strony, to innym razem zachowywał się jak typowy pan i władca, dla którego kobieta jest tylko przedmiotem, maszynką do zaspokajania fizycznych uciech. Bardzo mi się to nie podobało i miałam trochę wrażenie, jakby facet miał rozdwojenie jaźni. Przez jego zachowanie zupełnie nie czułam chemii między bohaterami, a jest to jeden z elementów romansów, na który najbardziej zwracam swoją uwagę.
Jeżeli chodzi o pozytywne elementy tej publikacji, to bardzo podobał mi się sam motyw kontraktu, lekkie nawiązanie do znanej komedii romantycznej z 1990 roku oraz to, jak Natasza wpływała na osoby w swoim otoczeniu. Jej postać była nakreślona w taki sposób, że po prostu nie dało się jej nie darzyć sympatią, dlatego zupełnie nie zdziwiło mnie to, że zaskarbiła sobie sympatię tak wielu osób. Żałuję tylko, że jej synek pojawiał się w całej historii tak rzadko, bo kiedy się pojawiał, wzbudzał we mnie same pozytywne emocje.
Chociaż "Kontrakt na miłość" niekoniecznie przypadł mi do gustu, myślę, że znajdzie on swoich miłośników. Książka jest dość krótka, więc można ją spokojnie przeczytać w jeden wieczór. Lekkie pióro autorki sprawia, że czyta się ją dość szybko, dlatego myślę, że może spodobać się mniej wymagającym czytelnikom, którzy lubią przewidywalne, niewymagające przemyśleń historie wzbogacone pikantnymi scenami.