Można, jak Molierowski pan Jourdain nieświadomie posługujący się prozą od urodzenia, czynność czytania przeżywać bez potrzeby zmierzenia się z ‘metaliterackością’. Czasem jednak warto zatrzymać się i zastanowić nad kontekstem aktywności czytania, i szerzej nad pismem, jako dynamicznym elementem kultury. Zbiór sześciu esejów Jacka Dukaja „Po piśmie” to chyba jeden z ważniejszych tekstów do przyswojenia przez ‘rasowego czytacza’. Zarysowana w nim rewolucja dzieje się na naszych oczach. Warto skonfrontować własne poglądy na znaczenie piśmiennictwa w XXI wieku. Skąd ono wyrasta? Gdzie jesteśmy jako twórcy i odbiorcy? Dokąd najpewniej zmierzamy? Nie z wszystkim, co pisze autor się zgadzam, jednak pobudzone lekturą przemyślenia i kilka bardzo poważnych rewizji mojego rozumienia sensu czytania oraz jedna fundamentalna obserwacja, która dopełniła nieciekawy obraz współczesnej atrofii wartościowych dla mnie aktywności człowieka, czynią z zebranych w książce przemyśleń Dukaja bardzo potrzebny głos w debacie o ważnym składniku cywilizacji.
Pierwsze pięć esejów okolicznościowych stanowi swoisty wstęp do tytułowego, najobszerniejszego tekstu. Nie wszystko w nich pasuje do ciągłości i kluczowej koncepcji podziału historii ‘tekstowości’ na trzy etapy przygody z językiem i formą komunikacji-wyrazu (te narracyjnie węzłowe okresy, to: oralność, pismo, postpiśmienny transfer wrażeń). Zawarta w nich myśl jest próbą humanistycznego zmierzenia się z postępującą technicyzacją, globalizacją, informatyzacją prowadzącą do sztucznej inteligencji (AI) i rolą w tym wszystkim literatury uzależnionej od kondycji człowieka – zagubionej często jednostki poddanej presji komercjalizacji, z umysłem pytającym o prawdę o naszym gatunku. Dukaj w przywołaniu przyspieszających przemian, ocenianych z punkty widzenia artysty, skupia się na negatywnych zjawiskach i pozostaje raczej pesymistą. Trochę naiwnie maluje kształt AI (która według fachowców jeszcze nie nadeszła, bo nie za bardzo istnieje jej jedna definicja, a do tego kolejne jej opisy oferowane przez dekady dezaktualizują się, gdy udaje się technice spełnić konkretne warunki) jako dehumanizującego ‘demona’, od którego jakoby oczekujemy zgodności z rzeczywistością skrojoną na miarę ludzką. Z niewiadomych dla mnie powodów Dukaj wpisuje się niepotrzebnie w błędny, choć wciąż powielany, koncept dualizmu kartezjańskiego i niewytrzymującą zderzenia z faktami wizję wykraczającej poza materializm ludzką duchowość. Z samego faktu istnienia emergencji i swoistego przejścia fazowego, które oddziela świat atomów od złożonych struktur samoświadomej jednostki Homo sapiens, nie wynika ontologiczna tajemnica wrażeń zmysłowych. Stąd było już niestety blisko autorowi do niedobrej koncepcji ‘pozafizykalności digitalnej rzeczywistości’. Ponieważ eseje Dukaja to nie konwencja literacka, muszę tu zaprotestować. Każda myśl, tchnienie, wrażenie, bit informacji, czyli umysłowa aktywność wymaga materialnego nośnika. Ezoteryczność, odrealnienie, ulotność treści ma swoje źródło w czymś operacyjnie opisywalnym jednoznacznie (przynajmniej tak wynika ze stanu współczesnej fizyki). Przy tych uwagach moje oburzenie na powoływanie się przez Dukaja na skompromitowanego Franka Tiplera (*) i jego koncepcję Punktu Omega pozostaje drobnym potknięciem. Za to poważnym błędem, który ‘ludzie sztuki’ powielają i obudowują eksplikatywną narracją odbioru świata, jest mylne przekonanie o nieskończonych możliwościach percepcyjno-poznawczych człowieka. Sama świadomość możliwości skonstruowania bezkresnej biblioteki Borgesa nie czyni antropicznej epistemologii bezkresną przestrzenią. Jesteśmy skończeni (w każdym wyobrażalnie mierzalnym sensie), ułomni w bodźce, czasowo responsywni co najwyżej na dziesiątych częściach sekundy, choć ostatecznie przesadnie zadowoleni z własnych osiągnięć i możliwości. Nauka i jej wytwory (technika) pokazały nam nasze granice badając to, czego nie widzimy i nie słyszymy.
Powyższy akapit jest marudzeniem o tyle uzasadnionym, że biorąc pod uwagę moje zastrzeżenia (wynikające ze stanu badań nauk przyrodniczo-ścisłych) Dukaj, jak twierdzę, inaczej formułowały sporo tez we wspomnianych pięciu esejach. Na pewno inaczej rozkładałby akcenty. Po prostu - ani AI nie musi być przesadnie ‘klonem’ ludzkiej psycho-fizycznej konstrukcji, ani człowiek nie musi się silić na pełne ‘ogarnianie’ rzeczywistości posiadanymi zmysłami (bo banalnie okazuje się, że nie ma narzędzi wewnątrz siebie do boskiej nieskończoności poznawczej). Absolutyzacja tego co ludzkie jest według mnie początkiem ślepej drogi w niedobrym kierunku. Z drugiej strony te wprowadzające 5 miniaturek literackich stanowi bardzo frapującą wprawkę do czekającej czytelnika uczty intelektualnej. Nie tylko słowotwórcze ‘wygibasy’ Dukaja (nie wszystkie dla mnie strawne) budują zdrowy elitaryzm przekazu. Tekst o „Jądrze ciemności” Conrada wymaga sporego obycia ze słowem pisanym. Zbudowany pomost między literackim subiektywizmem prawdy a nowoczesną ‘celebryckością’, zaimplantowany strumień świadomości do ponowoczesnej jałowości kultury popularnej czy wprost ‘przebodźcowanego’ bezradnego człowieka szukającego wypełnienia potrzeb empatyczności, oddają rozedrganie świata pędzącego w nieznanym kierunku. Sztuka, jako interakcja, starając się nadążyć za codziennością social media, czasem gubi istotę siebie. Już trudno rozstrzygnąć, czy chcemy i potrafimy fikcję komercyjnej konsumpcji rozwijać jako kontrolowaną zabawę, czy już raczej zniewoliła nas i dyktuje warunki naszej egzystencji:
„Wydaje ci się, że iPhone służy do rozmawiania i SMS-owania, i robienia zdjęć, i używania aplikacji i Internetu? iPhone służy do przeżywania bycia posiadaczem iPhone’a.
Wydaje ci się, że kupiłeś oto książkę z esejem poświęconym Josephowi Conradowi? Kupiłeś poczucie bycia czytelnikiem eseju poświęconego Josephowi Conradowi.
Kupujesz siebie, żyjąc.
Kupujesz siebie, żyjąc innych.
Kupujesz siebie, żyjąc innych żyjących ciebie. (O, wtedy rozkosz największa!)„
Być może 'sztuka wysoka' zanika, a być może linieje jak owad do stanu imago? Ten niepokój i stonowana nadzieja stanowią sedno najobszerniejszego eseju „Po piśmie”.
To właśnie ostatni tekst, będąc spójną koncepcją przemian kultury interakcji ludzi ze sobą i własnymi emocjami, którą Dukaj podzielił na wspomniane na początku trzy etapy, uzupełnił świetnie moje luki w rozumieniu powszechnej bylejakości w tworzeniu i odbiorze dóbr kultury epoki cyfrowej. Czas spędzony na interakcji z tekstem, który nie tylko ma przepłynąć, ale i zostawić trwały ślad, kurczy się w epoce smartfonowej rewolucji. Wtórny analfabetyzm, dysleksja, nieumiejętność zrozumienia czegoś więcej niż prostego tekstu, tworzy człowieka postpisma. Można być spełnionym zawodowo i prywatnie bez czytania, bez uciążliwego interpretowania myśli książkowych. Dukaj opisuje mnóstwo zastępczych (wobec klasycznego pisma) ofert przyswajania świata. Sporo miejsca poświęca na zdefiniowanie 'bezwysiłkowego' transferu emocji (w którym AI staje się coraz bardziej pomocna). Człowiek chętnie chłonie czyste wrażenia i uzależnia się od oferty komercyjnej (od pornografii po systemy uczące się naszych potrzeb zakupowych), staje się 'przepompownią' łatwo przyswajalnych emocji, na których solidnie się zarabia. Seriale zastąpiły XIX-wieczną powieść, a pisane 'na jedno kopyto' przewidywalne czytadła budują celebrytów. Droga od twórcy do odbiorcy nie tylko się skróciła, ale i zbanalizowała w wyniku lajkowania, blogosfery, pozornie darmowej oferty wydawniczej dla publikujących opinie (jakież to może być nobilitujące, gdy wydawca kontaktuje się wprost z odbiorcą). Książki się opowiada (kanały na YT), streszcza, ekstraktuje - poddaje machinacjom reinterpretacyjnym tworząc mieszankę infantylno-pogłębionej przestrzeni, która dostarcza nieznośnego melanżu. W tej 'papce post-kultury' czymś niszowym i względnie wartościowym wydaje się specyficzna symbioza przeżyć:
" Jeśli jednak powoduje nami raczej ciekawość socjologiczna, jak książka faktycznie funkcjonuje wśród przeżywaczy jej autora, spostrzeżemy, że służy ona głównie do wzajemnego sygnalizowania przynależności do wspólnoty przeżyć. Do postowania w mediach społecznościowych zdjęć i filmów z książką w ręku: mam ją, przynależę. Służy jako materialna podstawa zdobytego autografu autora. "
To, co kiedyś uchodziłoby za zaledwie namiastkę czegoś wartościowego, dziś traktowane jest, jako 'wyższa forma konsumpcji intelektualnej'.
"Po piśmie" to esej ciekawy i obfitujący w możliwe warstwy interpretacyjne. Nieco przeszkadzała mi forma przyjęta przez Dukaja. Chyba nie mógł się powstrzymać przed prozatorską niejednoznacznością (np. "Przymiotniki utuczone w imiesłowy z daleka wyglądają na rzeczowniki"). No właśnie - zbyt dużo przymiotników opisujących emocje jak na tekst analityczno-teoretyczny!
Ponieważ rynek książki przeniósł się z 'fizycznych księgarń' do digitalnego świata (stając się w tym tyglu jednym z niszowych produktów), to poddany został manipulacjom typowym dla istoty Internetu - zarabia się na naiwności, nagabywaniu, podprogowej przemocy, pozornej elitarności (jeśli ktoś szuka akurat takich podniet) - wszystko zapewniają niezmordowane algorytmy dysponujące bazą Big Data i ciągle optymalizowaną ofertą profilowaną. Każdemu wedle potrzeb, szczególnie takich prymitywizujących egzystencję. Formowany w takim środowisku człowiek skupia się (bądź jako konsekwencja skorelowanego czynnika, bądź jako potrzeba mniej lub bardziej uświadomiona) na przeżyciach. Rozbudowuje 'ja' w wielopiętrowe relacje zwrotne z awatarami (książkowymi, społecznościowymi,...) i 'zrzuca kolejną warstwę kreatywnego odbioru sztuki' dla 'zaspokojenia się' prostymi środkami. Tak widzi to Dukaj, który czasem z niesmakiem, a czasem tylko z powściąganą oceną faktów referuje. Jest w tym sporo prawdy, choć dla mnie całość nakreślonej przyszłości kultury książki pozostaje niepełna. Z jednej strony uważam, że jest nadzieja, z drugiej wręcz przeciwnie. Zaledwie wspomniany segment aktywności naukowej i popularyzującej naukę wymyka się tak nakreślonej przyszłości. Język badaczy kumulujący wiedzę raczej nie za szybko zniknie w postpiśmie. Z drugiej jednak strony rozjazd między dominującą bylejakością a opowieścią fachową wpływa na niezbędny przepływ wartościowych i cywilizacyjnie potrzebnych wszystkim informacji. Jeśli nauka traktowana jest, jako jeden z możliwych bytów emocjonalnej cybersfery (alternatywy wobec sensu szczepień czy klimatycznych alarmów budują bardzo emocjonalne oferty wokół różnych denialistów), pokazana przez Dukaja prawdobodobna droga pisanej 'humanistycznej fikcji' pogłębia przepaść. Stąd, zamiast 5-ciu krótkich esejów poprzedzających kluczowy tekst, widziałbym rozbudowanie tego wątku. Niewątpliwie wartościowe są autorskie opisy subtelnych interakcji grup odbiorców tekstu, którzy konfrontują swoje czasem sprzeczne potrzeby. Jednak w przypadku powodzi w wyniku zaniedbań globalnych (klimat) i lokalnych ('urbanizacja betonozy'), wszyscy wprost doświadczą konsekwencji. Książki staną się szlamem (jak sugestywnie pokazały zdjęcia z niemieckiego Schuld i zalanego antykwariatu w lipcu 2021), jeśli spersonalizowana emocjonalna 'dosiebność' przytłumi narrację naukową klasycznie spisaną w raportach czy publikacjach naukowych i popularnych.
"Po piśmie" to książka potrzebna, choć trudna. Pewnych literackich aluzji, odniesień nie zrozumiałem (a może, zgodnie z słowotwórczą potrzebą Dukaja - 'książka mnie nie zrozumiała'). Tekst jest moim zdaniem wybitnie potrzebny tej czytającej mniejszości, by dać jej nadzieję, pomóc w refleksji nad wyborami książkowymi, być może przemodelować jej aktywność na portalach czytelniczych i szukać wspólnego języka z niezainteresowaną większością. Pisarz poprzebijał kilka balonów elitaryzmu, skrytykował wiele dominujących zjawisk w kulturze. Zaproponował możliwy model najbliższej przyszłości, która w nim prezentuje się dość nieciekawie. Nie za często mam szansę podczas lektury spierać się z autorem i szukać sumiennie własnych ocen opisywanego świata. Z Dukajem w części się nie zgadzam, ale to nie szkodzi. Ważniejsza jest droga, która obaj przeszliśmy. Polecam tę podróż innym 'czytaczom'.
BARDZO DOBRE - 8/10
=======
* Fizyk Frank Tipler na starość ‘zdewaluował’ własne osiągnięcia na polu nauki, gdy rozpoczął promocję pseudonaukowych koncepcji. Przykładem jest jego książka „Fizyka chrześcijaństwa”.