"Kolorowych snów" autorstwa Moniki Sawickiej, wydana w 2019 roku przez Wydawnictwo Czwarta Strona, to książka, w której od pierwszych stron zaciska się serce ze smutku. Zaraz przed przedmową, jest fragment tekstu z piosenki Anny Wyszkoni "Wiem, że jesteś tam", która od początku wprowadza w przytłaczający nastrój, a zaraz potem dowiadujemy się, że Natalia nie żyje. Młoda dziewczyna, bo zaledwie dwudziesto pięcioletnia, która zachorowała na ostrą biegaczkę szpikową w wieku dwudziestu dwóch lat umiera po ciężkiej walce, pozostawiając pogrążonych w smutku rodziców, rodzeństwo i przyjaciół.
Z jednej strony Natalia, będąc już w niebie, opowiada, że jest tam bardzo przyjemnie i kolorowo, choć nudno. Uważa Świętego Piotra za całkiem fajnego faceta i strzyże mu brodę. A sama nadal się maluje i nosi wyzywające ubrania, choć po rozmowie z Piotrem dochodzą do kompromisu, że będzie nosiła mniej obcisłe bluzki i dłuższe spódnice.
Z drugiej strony wspomina swoje życie, gdy dowiedziała się o chorobie, o tym jak znosiła chemię i pobyt w szpitalu, a spędziła w nim aż sześć miesięcy. Lekarze przez pół roku nie dawali żadnych szans na przeżycie. Na oddziale panowała ogólna znieczulica, bo lekarze i pielęgniarki po latach pracy, uodpornili się na cierpienia swoich pacjentów.
Wanda, jej matka opowiada jakie było życie przed narodzinami Natalii. Opowiada o swoim pierworodnym, synu, którego nie kochała ani ona, ani jej mąż. Jednak kiedy chłopiec zachorował, to wyszło na jaw, że nie jest on ich biologicznym synem... w szpitalu, po narodzinach, doszło do zamiany dzieci. Wtedy kobieta postanowiła odnaleźć swojego biologicznego syna, i kiedy go spotkała, to wiedziała, że "On jest jej", bo poczuła jakby patrzyła w lusterko.
Marek, pierworodny, opowiada zaś o tym, że czuł się niekochany i że matka ciągała go do kościoła co niedzielę, i o tym jak zainteresował się nim ksiądz proboszcz. Ksiądz, który go wykorzystywał, co jest obrzydliwe, a w zamian za milczenie dawał mu prezenty. Kilkuletni chłopiec był z tym problem całkiem sam, nie mógł liczyć na pomoc, od żadnego z rodziców.
Tomek, biologiczny syn, który został odnaleziony po osiemnastu latach, to bardzo wrażliwy chłopak, który musiał się ukrywać ze swoimi uczuciami, gdyż bardziej od dziewcząt podobali mu się chłopcy. Gdy dowiedział się, że nie jest biologicznym synem swoich rodziców, tych którzy go wychowali i gdy poznał chłopaka, którego wychowali "tamci" rodzice, okazało się, że to jego pierwsza miłość.. Marek.. tak, ten Marek.
Książka jest pełna bólu, smutku i cierpienia. Poruszone są w niej ciężkie tematy, których na co dzień nie porusza się w rozmowach ze znajomymi. Brak tolerancji, brak akceptacji, brak genetycznego bliźniaka, brak wiary w wyzdrowienie, brak miłości do pierwszego dziecka, brak nadziei. A jak wiadomo, nadzieja umiera ostatnia.
Od początku książki czułam, jakby mi ktoś zacisnął rękę na sercu. Czytałam na bezdechu, z tego smutku i przerażenia. Nie do pomyślenia jest to, ile musiała przejść tak młoda dziewczyna w swoim życiu. A że była wcześniakiem i ogólna waga jej pozostała, z wiekiem nie straciła, a zyskała na urodzie, wciąż była szczupła, tańczyła, miała marzenia, i wszystko rozsypało się pewnego dnia jak domek z kart.
Od początku została przedstawiona przykra historia, która wstrząśnie czytelnikiem, jednak na koniec autorka podała, jak można pomóc jeszcze tym, którzy mogą potrzebować krwi lub szpiku kostnego, a to jest bardzo proste, wystarczy wykonać pięć prostych kroków, które możecie sprawdzić na stronie DKMS.