Ten, którego szukam recenzja

Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Kennedy Fox, „Ten, którego szukam”. Nie ukrywam, że moimi ulubionymi książkami guilty pleasure są właśnie takie pozycje. Wybierając tą książkę z Klubu Recenzenta doskonale wiedziałam co dostanę. Lekką historię okraszoną scenami erotycznymi. I na to miałam ochotę.

I w trakcie czytania miałam problem. Dlaczego? A no, dlatego, że nie w tej książce nic pociągającego. Nie czułam żadnej chemii między głównymi postaciami. A przecież właśnie to jest najważniejsze w tego typu książkach! Wszystkie postacie są takie średnie. Naprawdę, John, Mila (dziwne imię i dziwnie było ono odmieniane) byli dla mnie praktyczne bezbarwni. Nie interesują, a ich relacja została stworzona znikąd. Nie wydarzyło się między nic istotnego co zaczęło by ich ewentualne zakochanie. Nawet opis pewnej codziennej rutyny był zbyt skąpy, bym wyczuła, oho będzie się działo. Nie, nie nic. Po prostu, w którymś rozdziale wpada postać i oświadcza Milli, że John zupełnie przepadł jeśli chodzi o nią. Pomyślałam, „Super. Dobrze wiedzieć.”.

Opisy odczuć Johna (w książce jest prowadzona narracja pierwszoosobowa oczami Johna i Milli) tak naprawdę do przemilczenia. Straszny zawód, bo uwielbiam narrację ze strony głównego bohatera! Dla mnie zawsze są ciekawsze niż te od protagonistki. Gdyż jestem zupełnie zakochana w silnych, pewnych siebie, charyzmatycznych, dominujących bohaterach. Zaś John, no cóż. Słabiutko. Plus za to jedynie, że protagonista nie jest kolejnym milionerem, który robi wszystko i nic. Albo mafiosem…

I kolejne co mnie już wręcz nuży, to, że w romansach główna protagonistka ma zawsze, (ale to zawsze!) przyjaciółkę, która namolnie przytacza zdanie, że potrzeba seksu z jakimkolwiek facetem jest niezbędna do życia. Serio? Ileż można! Niby szczegół, ale takie psiapsi bohaterek zawsze mnie denerwują.

Pierwszy raz czytałam książkę od tych dwóch pań. Sądziłam, że będę zadowolona z czytania. Pewnie byłabym z jakieś 3 lata temu, kiedy jeszcze nie przeczytałam tylu romansów. Tu zabrakło najważniejszego, chemii, elektryzującej, która powoduje, że przewraca się kartkę za kartką.

I tak myślę, że ta książka niczym się nie wyróżnia na rynku romansowym. Niczym. Jest do bólu przeciętna. Na tyle, że po napisaniu tej recenzji zapomnę o tej książce.