Panie i Panowie. Na scenę wkracza...
Blanka Lipińska "Kolejne 365 dni".
(Czytacie na własną odpowiedzialność).
(Uprzedzając, jest to tylko moja obiektywna ocena, nie mam nic do osób, którym książka się podoba, naprawdę!)
❗Mega spoilery❗
Kolejna część i kolejna masakra. Ale zacznijmy od początku.
Wszystko zaczyna się od snu. Laura śni o zaręczynach na plaży. Oczywiście w śnie nie jest mężatką a jej wybraniem jest Nacho, przystojny Kanaryjczyk, oczywiście Mafiozo i co najśmieszniejsze, jej porywacz z poprzedniej części historii...
No cóż, sen się kończy a Laura wraca do rzeczywistości. Budzi się w szpitalu, przypomina sobie wszystkie straszne rzeczy, które jej się przytrafiły. Dowiaduje się także, że straciła dziecko. Wciąż ma męża Massimo. Niestety ich drogi się rozchodzą. Każdy bowiem radzi sobie z żałobą na swój sposób. Laura otwiera biznes, bo przecież jest tak bogata, że może. A Massimo zaczyna ostro pić i ćpać (tak jakby wcześniej tego niby nie robił. Pff).
No więc słodkie, idealne i krótkie małżeństwo przechodzi poważny kryzys. Laura w trakcie dochodzi do wniosku, że na Teneryfie, gdzie została porwana przez seksownego Marcello Nacho, zakochała się w nim. I od tamtej pory śni jej się non stop, nie może przestać o nim myśleć. Nawet gdy jest w łóżku z mężem. No oczywiście. Będąc z Massimo myśli o tym, jak ma zabójczo przystojnego męża, ale Nacho... On też w sumie jest zabójczy... I weź tu się kurna połap...
Bum bum... ominę kilka kwestii... kryzys! Taki prawdziwy kryzys! Laura spotyka się z Nacho... A gdy wraca do domu, Massimo jest pijany, naćpany i mocno wkurzony. No i co? Laura przeciera oczy ze zdumienia i nie chce seksu! (No jak dziwnym trafem doszła na kolanach Nacho to w sumie zrozumiałe...). Massimo zauważa to i ... bierze ją siłą. Do Laury dociera fakt, iż jej mąż ją zgwałcił.
Bla bla bla... Laura wraca na kilka dni do Polski, by przysłać i podjąć decyzję. Oczywiście Nacho także ląduje w Polsce. Spędzają ze sobą noc. Po czym Laura wraca do męża i postanawia dać mu szansę. Wszystko jest pięknie, dopóki głupiutka nie nazywa Massimo - Nacho. O zgrozo... Wszystko się wali... Massimo znów chce ją zgwałcić ale ta mu ucieka. Oczywiście do drugiego Mafiozy.
Żyją sobie więc Laura z Nacho. Poznają się, zakochują w sobie jeszcze bardziej... I bach. Ślub Olgii. Bo przecież ona wiernie tkwi z Domenico. No cóż. Laura jako świadkowa musi być na ślubie. Pomimo ochrony Massimo knuje plan. No powiem wam, że to naprawdę prawdziwy psychol! Co z tego, że seksowny... jednak psychol! Tak czy inaczej udaje mu się omotać żonę i takim o to sposobem, znów ją porywa. O cholera. Akcja idzie pełną parą... zmusza ją do seksu, do tego by z nim została, mimo iż wyznaje jej, że tak naprawdę to wszystko było kłamstwem, cała ta gadka o wybawicielce, o miłości i takie tam...
Biedna Laura. Przeżywa koszmar. Udrękę. I czeka, aż Nacho ją uratuje... I oczywiście ratuje. Kocha Laurę i musi za wszelką cenę ją odzyskać z rąk psychopaty!
Historia miłosnego trójkąta kończy się tak, iż i Olga i Laura są szczęśliwymi mężatkami i matkami. Co prawda ich mężowie są największymi wrogami, no ale przecież tu wszystko jest możliwe...
No dobra. Nie chce mi się więcej pisać o treści. Więc napiszę tak. Postać Laury już w pierwszych dwóch częściach była ukazana jako idiotyczna, naiwna i łasa na pieniądze. W tej części przebiła wszystko. I wszystkich. Massimo. Zajebisty psychol. A wydawał się być ideałem. Nacho natomiast tak przesłodzony, że czytając czułam mdłości.
Porażka. Totalna porażka. Sceny seksu nie robiły już żadnego wrażenia. Obrzydzenia też nie. Pani Blanka odpusciła tę kwestię, ciekawe czemu... tak czy inaczej, nawet to nie uratowało tego czegoś. Czegoś, co nie powinno wyjść na rynek czytelniczy.
Powiedziałam sobie, że nie tknę już. Mimo to, musiałam przeczytać. Utwierdziłam się w przekonaniu, że każdy może napisać książkę, banał. Seks, mafia, seks, kasa i seks. I sukces murowany.
NIE POLECAM!
Ja zmęczyłam, chociaż muszę przyznać, że czytało się bardzo szybko. To chyba jedyny plus. Znając mnie, dociągnę to do końca. Chociaż wcale nie jestem z tego dumna.
10 razy na NIE!