W cieniu recenzja

Na świat przychodzi dziewczynka (później kobieta) Joelle D'Angelo (naprawdę ma na imię Shanti). Jej poród jest bardzo skomplikowany i przychodzi na świat dzięki pomocy znanej znachorki Carlynn, która przyjechała do Big Sur, aby wyleczyć swoją dawną przyjaciółkę.

Mijają lata i Joelle jest dorosła. W ośrodku leczniczym znajduje się jej najlepsza przyjaciółka Mara. Kobieta trafiła tam tuż po urodzeniu chłopca Sama i od tej pory już nie jest osobą, którą była. Jej mąż Liam - (i kolega z pracy Joelle) ciężko znosi opiekę nad chorą żoną i dzieckiem. Wraz z Joelle bardzo do siebie się zbliżają, aż w końcu wbrew sobie zakochują.

Nie rozumiałam tej dwójki. Nie widzę niczego szlachetnego (słowa Carlynn) w tym, że najlepsza przyjaciółka przespała się z mężem chorej kobiety. Chciało mi się z nich rzygać, byli obrzydliwi i uważam, że Liam to dupek, a nie jakiś biedak. Sam namawiał żonę na dziecko, chociaż ona zdecydowanie miała przed tym obawy, a później użalał się nad sobą, że jest samotnym ojcem.

W powieści ukazane są również losy Carlynn i jej siostry bliźniaczki Lisabeth. Dziewczynki chociaż jednakowe były zupełnie inaczej traktowane. Starsza Carlynn rozpieszczana i kochana przez matkę wyrasta na pewną siebie młodą lekarkę. Lisabeth zakompleksiona smutki próbuje leczyć jedzeniem. Chambelain ukazuje tragedię w związku z tak odmiennym traktowaniem obu dziewczynek.

Książka bardzo dobrze napisana, czyta się ją przyjemnie i chociaż zaciskałam pięści jak poznawałam relację Liama z Joelle, to drugi wątek, ten czas w miarę mi wynagrodził.