Dla jakiego autora/autorki jesteście w stanie rzucić wszystkie dotychczas rozpoczęte książki i zacząć od razu jego/jej najnowszą powieść?
U mnie z pewnością jest to Penelope Douglas, a to za sprawą maratonu z jeźdźcami, który jakiś czas temu organizowała grupka dziewczyn na bookstagramie. Najpierw był Corrupt, potem Hideaway i już wtedy wiedziałam, że przepadłam. Te książki wyssały mnie emocjonalnie, pozostawiając po sobie naprawdę spore zniszczenia w moim sercu i w mojej głowie. Uwielbiam pokręcone historie, mroczne, kontrowersyjne i niepoprawne. Uwielbiam wchodzić w ten zakazany świat, gdzie dzieją się rzeczy wręcz pochrzanione, a jednocześnie wywołujące ciarki na całym ciele. Historie z gorącymi scenami, które dosłownie rozpalają i zdecydowanie pobudzają wyobraźnie :P ahhh jeszcze emocje po „Credence” nie opadły, a ja mam ochotę czytać ją od po raz kolejny od nowa!
Tiernan dorastała w luksusie, jednakże od swoich rodziców niczego więcej nie otrzymała. Jedyną miłość okazywali sobie, a ją traktowali jak piąte koło u wozu. Gdy oboje nagle umierają, opiekę nad dziewczyną przejmuje przybrany brat jej ojca - Jake Van der Berg. Tiernan wyjeżdża do Kolorado, gdzie zamieszka z „wujem” oraz jego dwoma synami - Calebem i Noahem. W momencie ukończenia przez nią pełnoletności, będzie ona mogła wrócić do miasta i rozpocząć normalne życie… ale czy będzie chciała opuścić jedynych ludzi, na których zacznie jej zależeć i którym będzie zależeć na niej?
Ależ to był kawał dobrej historii. Od razu na wstępie napiszę, że nie każdemu przypadnie ona do gustu! Osoby dogłębnie analizujące poszczególne relacje między bohaterami, mogą czuć się zbulwersowane tym co się tu będzie dziać, dlatego jeśli nie lubicie motywu ze spora różnicą wieku czy … sama nie bardzo wiem jak to nazwać, żeby za dużo nie zdradzić, więc może powiem ogólnie „niepoprawnych stosunków między poszczególnymi osobami”, to niech lepiej nie czytają :P
Autorka stworzyła niesamowity klimat w tej książce, góry, śnieg, izolacja, trudne warunki do życia - wszystko to zasługuje na naprawdę ogromne uznanie. Czytając te książkę czułam się jakbym sama w niej była. Dawno nie czułam się tak zahipnotyzowana podczas czytania jakiejkolwiek historii, a świadczy o tym samo to, że w niecałe dwa dni przeczytałam ponad 600 stron niemal na jednym wdechu… a w moim przypadku to nie lada wyczyn. Ostatnio chyba tak samo pochłaniałam „Raphaela” Tillie Cole i też nie mogłam się od niej oderwać. Bohaterowie „Credence” zostali tak dobrze wykreowani, że ja od samego początku pokochałam każdego z nich. Byli jedyni w swoim rodzaju, a to napięcie jakie między nimi momentami się rodziło, wywoływało ciarki na moich plecach. Czy to złe, że momentami chciałam znaleźć się na miejscu głównej bohaterki? :P Ja bym im tam z chęcią robiła śniadania na okrągło ;)
Penelope Douglas doskonale wie jak stworzyć popapraną historię, w której nie brakuje gorących scen. A zanim do nich dojdzie autorka w umiejętny sposób, powolutku tworzy napięcie i klimat, przez co dosłownie gorąco czuje się na całym ciele. OMG, jakie to było dobre!! Emocji tutaj od groma, a takowe uwielbiam. Nawet nie zliczę ile razy na policzki wyskakiwały mi rumieńce !
Niestety książka pozostawiła po sobie pustkę i tęsknotę… powrót do rzeczywistości trochę zabolał… ale nic straconego, z pewnością wrócę do Kolorado jeszcze nieraz :P polecam polecam polecam!!