Anna Gavalda - francuska pisarka, zadebiutowała zbiorem opowiadań Chciałbym, żeby ktoś gdzieś na mnie czekał, który został nagrodzony Grand Prix RTL-Lire. Jej książki przetłumaczono na 38 języków, dwie z nich: Po prostu razem i Kochałem ją doczekały się także ekranizacji.
Chloe po kilku latach szczęśliwego, jak jej się wydawało, małżeństwa zostaje porzucona przez męża. Adrien odchodzi do innej kobiety, zostawiając ją samą z dwójką małych córeczek - Marion i Lucie. Chloe czuje się zrozpaczona, zagubiona i bezradna. Zupełnie nie potrafi poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Nie wyobraża sobie życia bez męża i w głębi serca liczy na jego powrót. W tych trudnych chwilach jedyną osobą, która daje jej wsparcie jest teść Pierre. Zabiera Chloe do swojego domu na wsi, pomaga w opiece nad córeczkami. Podczas wieczornej rozmowy okazuje się, że mężczyzna w młodości stanął przed podobnym wyborem jak jego syn teraz. Musiał wybrać między wielką miłością, a obowiązkiem wobec żony i dzieci. Zwyciężyło poczucie obowiązku, jednak pomimo upływu lat, wspomnienie dawnej ukochanej wciąż towarzyszy bohaterowi.
Temat zdrady wydaje się dosyć wyświechtany jednak Gavalda w swojej króciutkiej książce podchodzi do niego w dosyć oryginalny i zaskakujący sposób. Cała historia przedstawiona jest w formie rozmowy dwóch osób, dzięki czemu możemy spojrzeć na problem z różnych perspektyw. Z jednej strony poznajemy zdradzoną przez męża Chloe, a z drugiej Pierra, który dla dobra rodziny, zrezygnował z miłości swojego życia. Autorka stara się przez to pokazać co czuje osoba porzucona i porzucana. Rezygnuje przy tym z moralizatorskiego tonu, nie zajmuje żadnego stanowiska, nie próbuje oceniać, a tym bardziej krytykować. Pozostawia czytelnika bez odpowiedzi. Sami musimy rozstrzygnąć, który ból jest trudniejszy do zniesienia i jak wiele można poświęcić dla własnego szczęścia…
Kochałem ją to moje pierwsze spotkanie z Anną Gavaldą i muszę przyznać, że udane. Z początku myślałam, że będzie to historia o zdradzonej kobiecie, która nie może pogodzić się ze swoim losem, jednak z każdą kolejną kartką moją uwagę coraz bardziej skupiała postać Pierra. Powściągliwy w okazywaniu uczuć, twardy, nagle otwiera się całkowicie przed synową, obnaża swoje najskrytsze uczucia i opowiada o jedynej głębokiej i prawdziwej miłości, której doznał w życiu. Jego wspomnienia są pełne emocji. Nagle spod maski obojętności, goryczy i cynizmu wyłania się oblicze człowieka niezwykle samotnego i nieszczęśliwego. Jeśli miałabym się wypowiedzieć to właśnie jego, wbrew pozorom, było mi bardziej żal niż Chloe.
W książce szczególnie spodobał mi się specyficzny klimat. Autorce udało się stworzyć atmosferę pewnego rodzaju intymności. Miałam wrażenie, że jestem w teatrze, dookoła ciemność, a na scenie toczy się poruszająca rozmowa między dwojgiem ludzi. Momentami wstrzymuję oddech, żeby nie przeszkadzać. Wsłuchuję się dokładnie w każde słowo. Później scena pustoszeje, a ja zostaję sama ze swoimi myślami…
Książkę niesie ze sobą ogromny ładunek emocji. Niestety osoby, które lubią wartką akcję mogą się według mnie trochę nudzić. Polecam natomiast wszystkim, którzy mają ochotę trochę pomyśleć nad życiem, spojrzeć na pewne sprawy z różnych perspektyw.