Nie ukrywam, że skusił mnie blurb.
Jerzy jest siedemdziesięcioletnim wdowcem, na portalu randkowym poznaje młodszą od siebie kobietę i od razu ulega jej urokowi. To mogłaby być ciekawa historia. Miłość w dojrzałym wieku. Świetny pomysł! W świecie, w którym goni się za ułudą sztucznie przedłużanej młodości, nieczęsto trafia się poruszanie tematów niemedialnych. A uczucie przecież nie wybiera i kochać może każdy. Drugi atut to różnica wieku między partnerami. Z treści wynika, że wynosi ok. 15 lat. Dla jednych to przepaść, dla innych drobiazg bez znaczenia. Więc i tu byłoby pole do literackiego popisu. I last but not least – zakochać się w Żydówce? Dla określonej grupy społeczeństwa wciąż nie do zaakceptowania. Dlatego perspektywa rozprawienia się ze stereotypowym podejściem do kwestii judaistycznych bardzo mi przypadła do gustu.
Niestety, na każdym z tym odcinków spotkał mnie zawód. Nie będę się rozpisywać o przykrych rzeczach, bo to też i dla mnie żadna specjalna przyjemność. Pomysł – jak wspomniałam wcześniej – świetny, ale realizacja wielce nędzna. Warsztat pisarski Jerzego Justyna pozostawia wiele do życzenia i można go przyrównać do poziomu pensjonarskiego. Opis w pierwszej osobie miał najprawdopodobniej przydać historii autentyczności. Wyszło jednak tak, że czułam się, jak gdybym miejscami czytała zeznania a nie wyznania. Akcja skupia się wokół opisów garderoby, na jedzeniu, spacerach i rozmowach telefonicznych. Bodajże najczęściej występującym słowem jest lakoniczne „pa”. Dialogi sztywne i drewniane, nie wnoszą niczego nowego, a jedynie oscylują wokół konwenansowych grzeczności. Miałam wrażenie, że rozdziały były pisane wg jednego schematu. Może gdyby autor wybrał krótszą formę, np. opowiadanie, uzyskałby lepszy efekt, a tak wyszło, że fabuła jest niejako naciągana na siłę. Nie wspomnę już o smaczkach w stylu „Zerwał się lekki wietrzyk.”
„Kochałem Żydówkę” Jerzego Justyna mnie rozczarowała. Kilka momentów, gdzie bohater próbuje snuć rozważania na temat miłości, podejrzeń i braku zaufania czy zazdrości, stanowiły jedynie niezaspokojoną nadzieję na pogłębienie tych wątków. Dla mnie to zdecydowanie zbyt mało, by ocenić książkę pozytywnie.
PS. Apel i prośba do Wydawnictwa Psychoskok. Słowo „zarazem” w znaczeniu „jednocześnie” pisze się łącznie, a nie „za razem”. Zupełnie niepotrzebna korektorska wpadka akurat w opisie na okładce. Rolą wydawnictw jest nie tylko publikacja i wprowadzanie na rynek kolejnej pozycji książkowej, lecz także dbałość o odpowiednią jakość swej pracy. Czytelnicy to widzą i doceniają. Trzymam za Was kciuki następnym razem, bo mój głos wewnętrzny podpowiada mi, że stać Was na więcej😊