Kobieta rozpala męskie zmysły. Miłość czy też pragnienie miłości to bardzo silne uczucia. Tak silne, że wzbudzają wiele emocji i mogą prowadzić do szalonych czynów. Nawet do utraty rozumu czy zabójstwa.
Fabuła
Tytułowe Zimne Wody to dzielnica Bydgoszczy, a w niej otoczona wodami Brdy, mało uczęszczana wysepka. Właśnie tam zostaje znalezione ciało młodej, ślicznej dziewczyny. Lekka sukienka i brak śladów walki wskazują, że znała napastnika, a krąg żołędzi i przybite do drzewa wyznanie miłości niepokoją policjantów i sugerują, że napastnik swoją zbrodnię doskonale zaaranżował. Aspirant Andrzej Fąferek i jego podwładni próbują zidentyfikować przestępcę.
"Mord na Zimnych Wodach" to bardzo przyjemny kryminał retro. Dostajemy ciekawą zbrodnię i ekipę, która wszelkimi sposobami próbuje ją rozwiązać. Dowody zostają skrupulatnie zebrane, a sprawa zostaje zbadana ze wszelkich możliwych stron. Aspirant Fąferek ma do dyspozycji duże grono chętnych do pracy policjantów. Planuje i rozdziela zadania. Niektórzy zostają na komisariacie i analizują stare raporty, inni ruszają w teren i rozpytują po mieście, kolejni zajmują się zbadaniem zebranych dowodów. Trwa burza mózgów godna serialu CSI.
W książce znajdziemy poboczny wątek narkotykowy. Przyznam, że nie do końca zrozumiałam jego cel... a może i zrozumiałam, ale jest dla mnie nieco przekombinowany. Fakt jest taki, że wątek - potrzebny czy nie - wzbudza emocje równe wątkowi głównemu, Nie wiem, jakie plany ma autorka, ale warto by było ponownie wziąć go na warsztat w bardziej rozbudowanej formie.
Kilka słów o retro.
Kryminały retro pokochałam dzięki Markowi Krajewskiemu i cyklowi "Breslau". Bydgoszcz nie jest co prawda tak urokliwa, jak Wrocław, ale Małgorzata Grosman postarała się, żeby oddać atmosferę miasta w okresie międzywojennym. Udało jej się to głównie dzięki zastosowaniu bydgoskiej gwary. W cudowny sposób wprowadziła do dialogów bohaterów takie słowa jak bima, szneka z glancem czy heksa. Wyszło bardzo naturalnie i NIE śmiesznie. Myślę również, że łatwo domyślić się znaczenia słów z kontekstu. Chociaż nie ukrywam, że ja wiele określeń znałam, bo mieszkam po sąsiedzku.
Narracja jest w znacznej większości trzecioosobowa. Narrator-obserwator towarzyszy poszczególnym bohaterom i relacjonuje nam ich działania i myśli. Są jednak momenty, kiedy możemy wejść do głowy mordercy. Wygląda to trochę tak, jakby siedział w fotelu i głośno (w pierwszej osobie) wypowiadał swoje myśli. Ciarki mogą przejść po plecach, kiedy bez emocji snuje swoje plany czy też opowiada o poznanych dziewczynach.
Chyba pierwszy raz żałuję, że przeczytałam książkę w formie elektronicznej, a nie tradycyjną. A to przez tajemniczy aneks zatytułowany "Na marginesie". Znajduje się on na samiutkim końcu, a dowiadujemy się z niego, że co prawda opisywane wydarzenia są fikcyjne, ale na kartach książki znajdziemy wiele postaci historycznych, chociażby prowadzący śledztwo Andrzej Fąferek czy powieściowy morderca. Gdybym miała książkę papierową, pewnie jeszcze zanim rozpoczęłabym czytanie, podejrzałabym co jest na końcu, a tak mocno się zdziwiłam i trochę rozczarowałam. Co z tego, że biogramy postaci historycznych są, skoro nie zawsze potrafię odnieść je do ich roli w książce. Najjaskrawszym przykładem jest postać Mariana Rajewskiego. W powieści był to jeden z wielu policjantów, który robił swoją robotę. Dopiero kiedy zestawiono to nazwisko ze słynną Enigmą, walnęłam się w głowę i skomentowałam to toruńskim "no jo" (w luźnym tłumaczeniu na polski "no tak"). Krótko mówiąc, gdybym zauważyła ten aneks przed przeczytaniem książki, skupiłabym się bardziej na bohaterach, a nie na samej sprawie.
Podsumowanie
"Mord na Zimnych Wodach" to kawał dobrze napisanego kryminału w stylu retro. Dostałam w nim wszystko, czego od tego gatunku oczekuję, czyli ciekawą sprawę, niebanalną postać mordercy oraz oddanie charakteru miejsca, w którym dzieje się akcja (w tym przypadku Bydgoszczy okresu międzywojennego). W bonusie poznałam zgraną ekipę śledczych i twórczość kolejnej zdolnej Polki.