Hanna Faryna-Paszkiewicz "Kobusz" Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny,
"Kurrrtyyyyna w górę". Tym okrzykiem przez wiele lat zaczynał się Kabaret Olgi Lipińskiej. Nie pamiętam czy wszystkie kolejne części, bo byłam wtedy dzieckiem, w każdym razie na pewno te które z wielkim zainteresowaniem pod koniec lat siedemdziesiątych a potem w latach osiemdziesiątych oglądałam jako dzieciak. Kulisy podrzędnego teatrzyku rewiowego, wyblakłe pióra, zakurzone dekoracje i przedstawienia, których nikt nie oglądał. A w nich plejada polskich autorów. Jan Kobuszewski, Janusz Gajos, Piotr Fronczewski, Barbara Wrzesińska i inni. Późniejsze edycje nie pasjonowały mnie już tak bardzo.
Pamiętam Kobuszewskiego w czarnym trochę zużytym fraku, z białym szalikiem na szyi, w trochę zniszczonym cylindrze. Jakby trochę wczorajszego, ironicznie zblazowanego, tak jak inni aktorzy rzucającego żartami jakby od niechcenia. Inteligentnymi, nie silacymi się za wszelką cenę na bycie śmiesznymi. "Kobusz" przywołał wspomnienia z dzieciństwa. Chociaż Jan Kobuszewski związany był przede wszystkim z teatrem, głównie warszawskim, ale także z Teatrem Telewizji, grywał epizodyczne, chociaż zwykle bardzo charakterystyczne role w filmach, ja najbardziej kojarzę go z kabaretem. I niewielką rolą w Alternatywach 4, gdzie wcielił się w postać kombinatora mieszkaniowego, złodziejaszka, który w dodatku źle skończył.
Po ukończeniu szkoły teatralnej marzył o rolach lirycznych, jednak wzrost, specyficzna twarz, a do tego niezwykła gibkość ciała, nakreśliły mu bardziej komediowy kierunek. Na scenie, ale również poza nią, bo do organizowania żartów, którego podmiotem stawali się koledzy i koleżanki ze sceny był zawsze pierwszy. I żarty wychodziły mu zawsze wyśmienicie. Jak chociażby ten, kiedy partnerująca mu na scenie koleżanka, która miała nawyk otrzepywania ubrania partnerów scenicznych z wszelakich pyłków i niteczek, podczas przedstawienia sięgnęła po kolejną znajdująca się na ubraniu Janka niteczkę. A ta ciągnęła się, bez końca, ponieważ wcześniej aktor zaczepił sobie na agrafce pod ubraniem całą szpulkę. Niewinny żart musieli przetrzymać na scenie wszyscy, którzy w danym momencie na niej byli.
Takich anegdot, dykteryjek i opowiastek przedstawionych przez kolegów i koleżanki Jana Kobuszewskiego jest w książce więcej. Uwielbiam zaglądać za kulisy, kiedyś podczas rzadkich co prawda bytności w teatrach warszawskich, z pewną nieśmiałością, gdzieś przy zakulisowych schodach czekałam na aktorów, żeby otrzymać autograf. "Kobusz" dał mi możliwość cofnięcia się w tamte lata. Książkę, oprócz cytowanych historii opowiadanych przez partnerujących Kobuszewskiemu aktorów, załączonych not wspomnieniowych najbliższej rodziny i przyjaciół, uzupełniają liczne zdjęcia z przedstawień, filmów czy kabaretu. Dla chcących cofnąć się w czasie, polecam bardzo.