„Nikt nie zauważy (…), to cena zwyczajności”... *
Dom jest po brzegi wypełniony pustką. To zostawił po sobie. I rzeczy, ciuchy na wieszakach nim przesiąknięte i rupiecie, które może nie były jego, ale za bardzo go przypominają. Wracają wspomnienia, wspólne obiady, które zawsze ona gotowała. Czasem rozmawiali, czasem milczeli siorbiąc gorącą zupę z talerzy, ale on był.
Zawsze był. Cały dzień był pod niego i dla niego. A teraz co? W co ręce wsadzić? Co robić? Nie ma dla kogo gotować, ani piec, nie ma dla kogo taszczyć zakupów ani gęby do kogo otworzyć.
Zostawił po sobie ciszę, bezsens i pełne szafy niczego. Zostawił i ją, żonę, Marię i to po czterdziestu latach bycia razem. „Mamy syna, na Boga, dziecko... – szepcze do siebie Maria. - I siebie od lat... Mieliśmy, bo już się nie mamy...”
Wyszedł sam i nie wrócił. Została ona. Kobieta, w cichym mieszkaniu, zaniedbaniu i bezsenności. Głaskała wspomnienia chwil z nim. Zszywała słowa, by ich zlepek ułożył odpowiedź na pytanie – dlaczego? Jej zranione serce i zdeptane uczucia rodziły niepokój o siebie i o gram szczęścia, który chciałaby jeszcze przeżyć. A teraz nie ma nawet do kogo ust otworzyć. Boi się w sobie, płacze do wnętrza, walczy z sobą, a wszystko samotnie w czterech ścianach mieszkania.
Ludzie pewnie plotkują. Spuszcza głowę unikając wzroku i ocen obcych ludzi. Wszystko jest świeże i niezrozumiałe. Ale ten jeden raz podnosi głowę i natrafia na chaotyczną Mariolę. Spotyka duszę kompletnie inną od swojej. Samotną lecz szczęśliwą i pełną pasji. Plus z minusem przyciągnęły się, poznały, zaprzyjaźniły nawet. Ale powoli, swoim tempem, bez pośpiechu, bo i po co? Zaraz potem przychodzi koperta, a w niej skierowanie do sanatorium. „Podreperuję psychikę, myśli Marysia, nabiorę dystansu, zmienię się – chyba... Sensu w tym wszystkim brak. Życie bez niego, to nie życie”. Lecz ludzie, zwłaszcza kobiety, uzmysławiają jej, że wszystko ma sens i że będzie jutro, potem będzie następny dzień i następne jutro i trzeba stawiać kroki i żyć. Życie to nie umieranie w mroku, to nie ucieczka pod kołdrę, to nie samotny oddech w pustej kuchni. Jego nie ma – ale ty jesteś.
Mariola sama w sobie jest ruchem.
Maria będzie... Z kobiecą pomocą... będzie. Spakuje wyrzuty sumienia, złe myśli i pretensje do samej siebie i wyniesie do zsypu. Pójdzie rano, by z tymi śmieciami nie wrócić do domu. Rano sąsiedzi będą ją śledzić zza firanek, będzie musiała ten ciężki worek wyrzucić. W nocy mogłaby stchórzyć....
O tym jest „NIGDY BYM” Alicji Filipowskiej. I choć okładka przywodzi na myśl powieść dla młodzieży, to przygotuj się na zaskoczenie. To książka o kobietach, które zmagają się z codziennością. To książka o kobietach, których życie stanęło na głowie kiedy się tego nie spodziewały, dlatego uczą się żyć od nowa.
„NIGDY BYM” to ciepła powieść, choć utkana nieszczęściem. To dająca nadzieję historia, która wlewa w ciebie nieco wiary w szarą codzienność. To książka dająca poczucie sensu – zwłaszcza tym pogubionym w życiu kobietom.
„Żyj z uśmiechem” – podpowiada Alicja Filipowska i zaprasza cię na szarlotkę z bitą śmietaną i dużą kawę. Siada naprzeciw ciebie i patrzy, jak po latach wyrzeczeń smakuje ci to, co sobie odmawiałaś. Od teraz jest inaczej.
Życie smakuje.
Nigdy jeszcze nie opowiedziałam swoich wrażeń z czytania w takiej formie. Historia dojrzałej Mari oraz osób, jakie zjawiają się na jej ścieżce życia sprawiły, że fabułę chciałam nakreślić inaczej. Od zwyczajności i nie-byciu. Życie ludzi jest banalne, podobnie wygląda życie książkowych postaci, dlatego czyta się tak dobrze. Ta zwyczajność jest prawdziwa. Czasem boli, czasem raduje, czasem... wysyła cię do sanatorium dla podreperowania siebie.
I zacznę jeszcze raz, od nowa.
„Nikt nie zauważy (…), to cena zwyczajności”... *
* „Szczelinami” Wit Szostak, powergraph 2022
#agaKUSIczyta