Anna i Blanche to młode angielskie damy, właściwie nierozłączne od dzieciństwa. Dziewczęta są bowiem córkami dwóch przyjaciółek i w związku z różnymi tragicznymi wydarzeniami, wychowywały się razem, chociaż nie są siostrami. Jako dorosłe kobiety, obie mają szansę wyjść za mąż, jednak są w różnej sytuacji - Anna zmuszona jest naciskać Geoffreya Delaymana na potajemny ślub, żeby uniknąć pohańbienia, z kolei Blanche jest szczęśliwie zakochana w Arnoldzie Brinkwortha i nic nie stoi na przeszkodzie by została jego żoną. Okazuje się jednak, że los, prawo i ludzie bywają przewrotni, a losy obu młodych kobiet są połączone nie tylko wspólnym wychowaniem...
Wilkie Collins porusza w tej powieści wiele ważnych, a czasem wręcz kontrowersyjnych tematów, główny nacisk kładąc na pokazanie jak nieżyciowe, ale też jak szkodliwe bywają prawa i konwenanse, a także jak trudny był żywot kobiety w czasach życia autora. Bardzo jaskrawo pokazuje zwłaszcza absurdalność prawa, szczególnie dotyczącego małżeństw oraz bezbronność kobiet w tej kwestii. Świetnie obrazuje to poniższy cytat, słowa, które zapisała jedna z bohaterek dotkniętych nieracjonalnością w kwestii praw i zasad rządzących ówczesnym społeczeństwem:
"Prawa mojego kraju, które powinny chronić mnie jako uczciwą kobietę, pozostawiły mnie bezradną"
Obraz pokazywany przez autora jest dość ponury, choć nie brakuje w nim momentów zabawnych, absurdalnych postaci, czy ironicznych komentarzy do rzeczywistości w jakiej żyją jego bohaterowie, ale też jaka prawdopodobnie była też jego udziałem.Cała historia jest z kolei dość mocno zagmatwana, pełna zbiegów okoliczności i chichotów losu, zmyłek i intryg. Podobają mi się zwroty akcji w tej książce, mały wątek kryminalny, a także zaskakujące zakończenie. Podoba mi się też styl autora, taki lekki, trochę ironiczny, a zarazem pełen życia, wciągający i powodujący, że trudno się oderwać od tej historii.
"Każdy z domowników odczuwał ciężar bezsensownych zakazów towarzyskich, jakie sobie narzucił. A jednak każdy z nich byłby zgorszony, gdyby zadano mu proste pytanie: wiesz, że tyrania ta jest twoim własnym dziełem, wiesz, że tak naprawdę w nią nie wierzysz, wiesz, że tak naprawdę ci się nie podoba - dlaczego zatem jej ulegasz? Najbardziej wolni z ludzi cywilizowanego świata są jedynymi, którzy nie mają śmiałości zmierzyć się z tym pytaniem"
Bohaterowie, jak zwykle u pana Collinsa, są ciekawi i życiowi, choć nie z wszystkimi się można polubić. Wydaje mi się jednak, że autor miał trochę problem z postaciami kobiecymi. Najpewniej to kwestia czasów w jakich żył i tworzył, niekoniecznie jego prawdziwych przemyśleń, ale bohaterki tej książki są wyjątkowo emocjonalne, a mało logiczne, postępujące pochopnie, bez zastanowienia, podążające za chwilowymi kaprysami, a zarazem momentami bardzo wyrachowane. Brak silnych postaci kobiecych. Nawet Blanche, taka trochę buntowniczka, niby z silnym charakterem, ale działa często bez pomyślunku, grzebiąc swoje szanse na odnalezienie przyjaciółki i pokazując słabość swojego charakteru.
Wydaje mi się, że jeśli chodzi o charaktery, to mężczyźni są tu opisani w sposób bardzo różnorodny, ale też często trafny. Znajdziemy więc w tej historii zarówno starszego dżentelmena obdarzonego ostrym dowcipem i dużą inteligencją, ale też mężczyznę, który jest kompletną szują i nie umie wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, jak również młodego, przyjaznego, ale niekoniecznie ogarniętego życiowo młodego mężczyznę, który chcąc pomóc, sam okazuje się potrzebować wkrótce pomocy...
"Mąż i żona" to książka zaskakująca, poruszająca trudne i niespodziewane tematy w sposób lekki i pełen kolorytu, przez co czyta się ją szybko i z dużym zainteresowaniem. Pozostawia czytelnika z przemyśleniami i chociaż napisana została 150 lat temu, to wciąż może poruszyć i zainteresować czytelnika. Bardzo polecam!
Przeczytana w ramach Olimpiady Czytelniczej