Kolejny cykl reportaży o kobietach, gdzie tym razem Urszula Jabłońska przy współudziale kilku dziennikarek i pisarek pokusiła się o zebranie opowieści o współczesnych kobietach, które zasłużyły na miano zdeterminowanych i walczących o to, co dla nich ważne i słuszne. Mowa będzie o codziennych zmaganiach, o każdy kolejny dzień przetrwania np w trzeźwości i wyrażania braku akceptacji dla odmiennie myślącego otoczenia i o walce w najtrudniejszych warunkach na misjach pokojowych. Kobiety walczą o najdrobniejsze sprawy, toczą boje o swoje przekonania, godne życie, w imię miłości i lepszej przyszłości dzieci. Mężczyznom jest łatwiej, w wielu dziedzinach nie muszą myśleć o niczym innym, jak o sprawdzeniu się w oczach pozostałych. Ale dzięki podanym przykładom zauważam też, że gdy my tak zaciekle walczymy, to odbieramy coś mężczyznom. Zwyczajnie załatwiamy za nich wiele spraw, przejmujemy za nich inicjatywę w dobrej wierze, choć to powoduje tylko ich zadowolenie i blokuje w nich zapał do działania składając na kobiecych barkach jeszcze większy ciężar.
Pierwsza z reporterek, Magdalena Kicińska, tworzy kolaż wspomnień kobiet, które odbyły służby na misjach. I choć krótki, nie odpowiadający na wszystkie nasze wątpliwości, to mogący sprowokować (i powinien!) pozostałe żołnierki do mówienia o nieprawidłowościach w przebiegu służby. Jechać na misję z wyboru, by się sprawdzić w trudnej sytuacji to jedno, ale być traktowanym jak przedmiot przez współtowarzyszy, którzy winni zapewnić takie samo bezpieczeństwo koledze, jak i koleżance, to co innego. W naszej rzeczywistości wciąż odmawia się prawa kobietom, do wykonywania pewnych zawodów. A jeśli trafiają się i do tego są dobre w tym co robią, są gnębione przez kolegów, którzy nigdy nie uznają ich sprawności, kreatywności, umiejętności przystosowania. Wstąpienie do służby nawet dla mężczyzny będzie wyzwaniem, a co dopiero w takiej sytuacji może powiedzieć kobieta, której ważność umniejszana jest na wstępie, za sprawą jej cielesności.
Sylwia Chutnik w swoim wywiadzie podjęła się trudu przejścia z bohaterką długiej drogi noszenia w sobie żałoby. To indywidualne przeżycie godzenia się z zaistniałą, nieodwracalną i bolesną sytuacją jest ciężka próbą. Inaczej w przypadku długiego odchodzenia chorej osoby, a inaczej, gdy ktoś ginie nagle i nie pozostawia możliwości osobistego pożegnania oraz wstępnego przetrawienia uczuć jeszcze, gdy jest tu z nami. W każdym wypadku ważne, by mieć z kim dzielić te emocje, by nie zatracić się w głębokim żalu i nie dać się mu pogrążyć. Bohaterka stopniowo maluje to jak wyglądało jej życie przed i po odejściu męża. To kim była i jak żyła przy nim, czy raczej w oparciu o jego dominująca pasję, a to kim się stała po jego śmierci. Jak ważne były dla niej symboliczne ceremonie kończące pewne etapy i sposób postrzegania siebie jako odrębnej, indywidualnie myślącej i działającej na swoją rzecz jednostki. Wdowieństwo w młodym wieku nie jest łatwe, ale życie u boku pasjonata przebywającego część roku poza domem też nie należy do łatwych. A tu jeszcze trzeba mieć odwagę żyć!
Urszula Jabłońska odwołuje się do dwóch sytuacji. Jedna, która określa wczesne lata i daje zapowiedź kobiecości. A druga mówi o radzeniu sobie w życiu dojrzalszym. Obie spotykają się z przeciwnościami, którym muszą sprostać, by utrzymać się na powierzchni. Jedną pochłania chęć zaimponowania rówieśnikom i przynależenia do grupy, drugą wyróżnia z jednej strony pogodzenie się z sytuacją, ale i cel, który motywuje ją do osiągania pewnych założeń. Każda z nich ma słabości, które odciągają od postanowień. W przypadku osoby z problemami w odżywianiu pomyślimy sobie "całe szczęście!" - dzięki temu maja szansę wyjść z tego, a w przypadku kobiety walczącej o swoją rodzinę, ciągłe wspieranie mężczyzn, którzy wykorzystują, pociąga i ją w dół, stopuje w działaniu, oddala od wymarzonego celu i powoduje, że robi już nie tylko za siebie i dla własnych dzieci, ale za swoich partnerów i braci.
Felieton dotyczący anoreksji jest raczej wstępem do rozważań, lekkim nakreśleniem początków głębszych problemów. Jednak ukazuje też proste mechanizmy wciągające nastolatki w krąg zaburzeń odżywiania i co za tym idzie, dysfunkcje osobnicze, zaburzenia w relacjach z otoczeniem. Treść poświęcona osiedlowej dozorczyni to szersze spojrzenie na kobietę, która miała w życiu szanse na coś więcej, ale stawianie na miłość i mężczyznę, zawsze skutecznie odciąga ją od założonego celu. Natomiast rezygnacja z wyciągania bliskich mężczyzn z opresji służy na korzyść jej działaniom oraz budowaniu korzystnego środowiska dla siebie i jej dzieci. Każdy powinien mieć cel, do którego systematycznie będzie dążył.
Monika Tutak-Goll przedstawia silną osobowość młodej dziewczyny po wypadku. Okaleczona fizycznie na całe życie wcale nie wycofuje się z życia tylko walczy. Na początek ze swoimi bliskimi, którzy pragną ją jeszcze bardziej ograniczać, a dalej z ludźmi w ogóle, którym nie podoba się osoba na wózku w przestrzeni publicznej. Dziś pokazuje również innym kalekim kobietą, jak mogą żyć, jak powinny dbać o swoją kobiecość. Optymistycznie nastawiona, o barwnej i silnej osobowości postać z opowieści dziennikarki pozwala inaczej spojrzeć na niepełnosprawność ogólnie, a w szczególności na potrzeby tych osób, również na ich seksualność.
Justyna Pobiedzińska relacjonuje stadia walki z alkoholizmem. Jej bohaterka przechodząc przez różne etapy choroby dziś potrafi już otwarcie mówić o swoim uzależnieniu i kolejnych krokach walki z ułomnościami. Ale nie zapomina o tym momencie, kiedy uświadomiła sobie, że i ją dotyczy problem. Choć początkowo jest to dla niej niewiarygodne, że ona jako ta wykształcona, osoba z pasjami i wieloma sukcesami na koncie, kobieta piękna i zadbana, wznosząca toasty za sukcesy swoje, męża i przyjaciół nagle miała by być alkoholiczką. Dochodzenie do świadomości problemu i siła z jaką zmagamy się z nim, nie zakopując wszystkiego pod dywan, a raczej niwelując sytuacje oraz usuwając ludzi ze swego życia, którzy tylko utrudniają walkę z chorobą to wstępne szczeble podjętej walki. Bo odwyk to dopiero początek reszty życia, polegający na stałej walce ze słabością.
Bohaterki z felietonu Agnieszki Wójcińskiej mówią o upokarzaniu niepłodnych, którzy muszą tłumaczyć się społeczeństwu ze swoich potrzeb rodzicielskich. o raniącym ich stanowisku Kościoła. Głos matek jest tutaj przedzielony głosem kościelnych hierarchów, odbierającym dzieciom z in vitro podmiotowość. Przykro się czyta o tych bezdusznych wykładniach, będących w opozycji do potrzeby miłości dawanej własnym dzieciom, dzieciom, którym tak trudno przyjść na świat, a dla których rodzice sa zdolni do takich poświęceń, do walki pomimo wszystko. Nawet za cenę swojej przynależności do Kościoła, choć nie zawsze porzucają wiary. Przecież tu nie chodzi o prowadzenie gry z Bogiem, a z naturą, która nas czasem ogranicza. A w samej retoryce kościelnej dochodzi do manipulacji, jakiej poddawani są nieświadomi wierni. Z ambony mówi się dobitnie "my was tu nie chcemy!", więc jak pozostawać przy czymś, z czym nie do końca można się zgodzić? A brak akceptacji biorący się z Kościoła przelewa się szerokimi strugami na społeczeństwo. Można odciąć się od tradycji nabożeństwa, ale trudno odciąć się od społeczeństwa, a w szczególności od nietolerancyjnych bliskich osób.
Nie ma drugiego tak silnego bólu."Niemożność posiadania dziecka jest gorsza niż wszystko". (s.147)
Rozumiem, iż Karolina Sulej jako doktorantka Instytutu Kultury Polskiej, dziejąca w Zespole Badań nad Modą pragnęła zaprezentować "młode gniewne" z powstania, jako mimo strachu i wkładanego w konspirację wysiłku były takimi samymi dziewczynami, jak i dziś nasto- i dwudziestoletnie kobiety, żywo interesujące się modą. Jednak szala tak mocno przechyliła się w stronę opisu ubioru, co z czego i jakim cudem dostawało się w ręce kolaborantek, że trudno mi było odnaleźć tu płaszczyznę, na której ujrzałabym kobietę walczącą. No chyba, że o dbałość o nienaganny stan ciała, a obecnie o pamięć i pielęgnowane wspomnienia. Może o to tutaj chodziło, bo skromny opis więźniarek z celi na Rakowieckiej umieszczony, jakby od niechcenia, w końcowej fazie felietonu niekoniecznie ratuje całą narrację.
Za to ostatnia historia spisana przez Martę Dzido znów prezentuje kobiety walczące i to takie "ku chwale ojczyzny". Już nie na wojnie, ale żyjąc podczas okupacji sowieckiej i nasiąkając atmosferą domu, gdzie każda kobieta była aktywną uczestniczką wydarzeń, jakie miały miejsce w Polsce. Trudno się dziwić, iż na takim podłożu wyrosła mężna działaczka "Solidarności". Dość rzeczowo i sprawnie pod względem reporterskim ukazana postać Janiny Chmielowskiej, organizatorki katowickiej Solidarności, strajków, demonstracji i podziemia. Bohaterka tamtych zdarzeń ostro wypowiada się o tworzeniu nowego, wolnego państwa, o jego fikcyjności, wszelkich układach przy Okrągłym Stole. Mówi o mydleniu oczu społeczeństwu, o zniszczeniu polskiego przemysłu, o prywatyzacji rozlanej na każdą gałąź gospodarki. A, gdy w Polsce walka się skończyła, Janina rusza na Wschód i bierze udział w pierestrojce, angażuje się w prace na rzecz republik, pośredniczy w rozmowach zwaśnionych przywódców, wzywa do walki o niepodległość. Również dziś jest aktywistką. W roku 2012 przyłącza się do strajku głodowego w obronie historii i polskiej szkoły. Nie boi się stawiać sprawy jasno, patrząc wrogom w twarz. Mówi, że społeczeństwu są potrzebni fajterzy, bo to oni zmieniają świat, a nie ciućmoki.
Zaprezentowanie akurat sylwetki tej bezkompromisowej działaczki zostało podyktowane zapewne tym, iż Marta Dzido jest reżyserką filmu dokumentalnego "Solidarność według kobiet" i mogła wykorzystać wywiad przeprowadzony z Chmielowską. Wywiad, który w świetle wszystkich zaprezentowanych tutaj tekstów staje się najmocniejszym głosem kobiety walczącej. Nie walczy tylko dla siebie, ani z pobudek egoistycznych, ale na rzecz całego społeczeństwa. Wciąż walczy o wolność i o prawdę, pomimo świadomości, że jest niewygodnym ogniwem przypominającym o przeszłości, której była świadkiem, a której nie może dziś ocenić jako coś, o co z takim trudem walczyła.
Ze względu na poruszane tematy zaprezentowane tutaj reportaże odznaczają się uniwersalnością. Pod każdą z historii mogą odnaleźć się setki innych kobiet, uczestniczki podobnych sytuacji. Te wszystkie żołnierki, którym odbiera się głos po powrocie do kraju; te wszystkie niepełnosprawne, często młode kobietki, którym odmawia się prawa do bycia kobietą; te, które walczą ze swoim nałogiem i nie mają szans by poczuć oparcie w swoich mężach; te, które miesiącami przeżywają tragedię po stracie bliskiej osoby i którym wmawia się, żeby w końcu zapomniały i szły dalej; te, najczęściej nastoletnie, które gubią się bez wsparcia i poszukują go tam, gdzie nie trzeba, wikłając się w anoreksję i depresję; te, które podporządkowują walce całe swoje życie i na koniec czują się oszukane.