Klub pani M. recenzja

Przygody, które zagwarantował Milenie w Klubie Nieziemskich Doznań Gabriel, całkowicie ją odmieniły. Już nie przypomina siebie z czasów małżeństwa z Adamem. Teraz jest wolną rozwódką, która postanawia stanąć w końcu na własnych nogach. Za namową swojej przyjaciółki postanawia poprowadzić ekskluzywny klub, gdzie zarówno kobiety, jak i mężczyźni będą mogli spełniać swoje seksualne fantazje. Kobieta stworzyła miejsce, które dość szybko zostało okrzyknięte jednym z najlepszych klubów dla swingersów. Na drodze Mileny ponownie staje Gabriel, jednak ta nie potrafi go już obdarzyć zaufaniem, chociaż bardzo by chciała. Pomiędzy prowadzeniem klubu, a opieką nad chorą mamą Mila podjęła się również redagowania książki, która zaczyna jej coś mocno przypominać. Kim jest autor powieści, która tak ją urzekła i wywołała mnóstwo emocji?

Jeśli sądziliście, że "Klub Pana G." był odważnym erotykiem, to chyba jeszcze nie czytaliście drugiej części. Autorka dała czadu i ja osobiście jestem pod wrażeniem. Większość książki to sam seks, ale pomimo tego, że często zainteresowanych jest więcej niż dwie osoby, to jest to opisane tak kulturalnie i przyjemnie dla oka, że aż chce się czytać.
Autorka posługuje się określeniami miejsc intymnych, które nie są zbyt popularne i to również mi się podobało. Jak widać, nie zawsze musi być wulgarnie, żeby było dobrze. Nie zabraknie również kilku faktów dotyczących budowy kobiecego ciała.
Gdyby ktoś patrzył na mnie jak czytam książkę to już bez zerkania na okładkę można było domyślić się jaki rodzaj literatury mam w rękach. Rumieniec nie schodził mi z twarzy, a to jest najlepszy dowód na to, że książka robi wrażenie.
A więc, czy polecam ją? Oczywiście! Z tym, że ostrzegam iż nie jest to byle jaka książka. To jest 100% erotyk z gatunku tych, w których seks gra główną rolę, kobiety są wyzwolone i świadome swojej seksualności. Jeśli natomiast jesteście ludźmi, których oburza fakt samego istnienia klubów dla swingersów to radzę ominąć książkę szerokim łukiem. Nie będzie ona dla Was.