Bram Stoker to autor niezwykle słynnego dzieła pt. “Dracula”. Kto z nas nie słyszał opowieści o tym legendarnym wampirze? Do niedawna nie wiedziałam, że pisarz jest też twórcą innej, choć dużo mniej znanej książki, jaką jest “Klejnot siedmiu gwiazd”. Żył on i tworzył na przełomie XIX i XX wieku, dlatego warto nie dać się zaskoczyć używanemu przez niego słownictwu, odpowiedniemu dla minionych czasów.
Po tekście stworzonym prawie sto dwadzieścia lat temu możnaby się spodziewać trudnych zawiłości gramatycznych i niezrozumiałych aktualnie zwrotów. I chociaż w książce rzeczywiście występują wyrazy i sformułowania, które w trakcie ewolucji językowej dawno już przestały być potocznie używane, to w “Klejnocie (..)” nadają one specyficznego klimatu. Dzięki nim można bardzo łatwo wczuć się w atmosferę minionej już epoki dam i dżentelmenów, a zrozumienie fabuły nie sprawia żadnego problemu współczesnemu czytelnikowi.
Akcja książki zaczyna się bardzo dynamicznie, kiedy to młody prawnik, Malcolm Ross, zostaje wybudzony ze snu i późną nocą wezwany do domu Abla Trelawny’ego, słynnego badacza kultury Egiptu i jednocześnie ojca swojej znajomej, Margaret. Powodem tego nagłego wezwania okazuje się być bardzo niepokojące wydarzenie. Nieznany sprawca zaatakował pana domu w jego własnym pokoju, a on sam wpadł w stan wyglądający na katatonię. Na miejscu zdarzenia na adwokata czeka przerażona Margaret wraz ze sprowadzonym już detektywem Scotland Yardu. Od momentu znalezieniu listu z instrukcjami, jakie jeszcze przed napaścią wydał sam poszkodowany, niejako przewidując wydarzenia, sprawa zaczyna być coraz bardziej zagmatwana. Czy sprawcą jest żywy człowiek, czy może ma to jakiś związek z ostatnimi badaniami artefaktów i egipskich klątw przez egiptologa?
Jeśli jesteś fanem książek Agathy Christie, to zwłaszcza podczas czytania pierwszych rozdziałów “Klejnotu siedmiu gwiazd” z pewnością odnajdziesz się w fabule. Być może właśnie dzięki używaniu wcześniej wspomnianych archaizmów, miałam wrażenie jakbym czytała jedną z pozycji tej brytyjskiej pisarki.
W powieści Pana Stokera zanurzamy się w świat, w którym bardzo ważna była etykieta, a konwenanse wciąż żywe. W tamtej epoce ogromną wagę przykładano do honoru, danego przyrzeczenia oraz tego co mężczyźnie wypada, a czego nie, zwłaszcza w obecności kobiet. A już w szczególności co wypada tymże kobietom… Tutaj pojawia się będący jeszcze w mniejszości głos ówczesnej literatury, który podkreśla silną postać kobiecą. Nie należy zapominać, że z początkiem dwudziestego wieku sufrażystki były dopiero w trakcie walki o pełnię praw wyborczych dla kobiet oraz o szeroko rozumiane równouprawnienie. Z pewnością podkreślanie w tym dziele literackim, że nawet w starożytnym Egipcie kobiety mogły posiadać pełnię władzy (co oczywiście w pewnych męskich kręgach nie cieszyło się poparciem), przysłużyło się walce o równość. Mamy tutaj styczność z kobietą o wyrafinowanym umyśle, która została dopuszczona do uczonych ksiąg i posiadła niewyobrażalne zdolności. Powieść jest naszpikowana symbolami i uważam, że podczas czytania warto mieć na nie szeroko otwarte oczy aby w pełni cieszyć się jej walorami artystycznymi.
Dla miłośników książek Karola Maya, oraz kultowych filmów z Indianą Jonesem, dzieło Pana Stokera będzie również nie lada gratką. Opowiadana przez Corbetta (jednego z bohaterów) historia o poszukiwaniach archeologicznych w Egipcie potrafi rozpalić wyobraźnię. Przenosimy się na rozżarzone pustynnym słońcem piaski, ale również zwiedzamy grobowce, w których czuć zarówno skoncentrowany zapach bitumenu jak i czerwonego kurzu. W klimacie orientu i w otoczce zagrożenia poszukujemy reliktów starożytnej cywilizacji.
Znajdziemy u Stokera gotowy scenariusz dla filmów przygodowych o poszukiwaczach skarbów, ale na scenie stanowczym krokiem pojawia się też groza, która niejednego przyprawiła już o gęsią skórkę. Jak możemy przeczytać nawet w opisie polskiego wydania, powieść została wielokrotnie zekranizowana i była niejako prekursorem używanego bardzo często w kinematografii motywu mumii. Bardzo się cieszę, że Wydawnictwo IX postanowiło wydać tę powieść, bo gdyby egzemplarz nie został mi dostarczony do recenzji, to zapewne ciężko byłoby mi samej na nią trafić. Choć osobiście nie jestem fanką kryminałów, to właśnie dzięki wprowadzeniu elementów z innych gatunków, książka w ostatecznym rozrachunku jest dla mnie bardzo ciekawa i z pewnością warto po nią sięgnąć. Polecam!