Sięgając po ,,Wichrowe wzgórza" miałam ogromne obawy.
Bałam się, ponieważ samo pojęcia ''klasyka romansu" okropnie mnie odstraszało. Nie sięgam normalnie po takie książki. Nie wiem, dlaczego kojarzą mi się z czymś przymusowym, nieprzyjemnym, czymś, co z góry zakładam, że mi się nie spodoba.
Kiedy zaczęłam czytać, obawy nadal były, lecz z każdą stroną zdecydowanie malały.
Kiedy doszłam do końca, wprost rozpaczałam, że to już koniec.
Ogromnie żałuję tylko jednego - ,,Wichrowe wzgórza" to jedyna książka Emily Brontë.
Opis od wydawcy:
“Wichrowe Wzgórza” to nie tylko tytuł powieści, lecz także jedno z głównych miejsc, w których działa się akcja utworu. Powieść przedstawia losy Heathcliffa, bezdomnego cygańskiego chłopca, i Katarzyny, których początkowo połączyła głęboka przyjaźń, a z czasem wielka miłość. Katarzyna postanawia poślubić jednak innego mężczyznę, Edgara Lintona. Heathcliff czuje się zdruzgotany, opuszcza rodzinne strony na trzy lata. Po powrocie okazuje się, że małżeństwo jego dawnej ukochanej dalekie jest od ideału. Bohater żeni się z Izabelą, wspólnie wychowują także ich pierwsze dziecko, nie jest to jednak związek oparty na miłości, lecz podpierany przez chęć zemsty za dawne krzywdy. Kiedy mężczyzna dowiaduje się o nagłej i niespodziewanej śmierci swojej ukochanej Katy, jego życie zaczyna ogarniać głęboki mrok.
Szczerze mówiąc, można zupełnie powiedzieć, że w tym wypadku poszłam na żywioł. Kompletnie nie wiedziałam, na co się piszę i po co sięgam.
Nie czytałam opisu książki przed jej przeczytaniem, nie rozmyślałam na jej temat w żaden sposób.
Chwyciłam po powieść Brontë z impulsu, z chęci spróbowania czegoś innego, nowego, ale przede wszystkim dlatego, że to klasyk gatunku.
Początkowo zdarzało się, że walczyłam z absurdem, który kierował tą powieścią. Miałam delikatny kryzys w związku z postacią Katarzyny i z powodu pewnych decyzji potrafiłam łapać się za głowę, albo odłożyć książkę mówiąc sobie "o nie. To dla ciebie za dużo".
Mimo tego czytałam.
Czytałam dalej, wczuwałam się w sytuację bohaterów, spijałam każde słowo, które zostało przelane na papier. I wiecie co?
Dawno nie miałam takiej satysfakcji, a jednocześnie rozgoryczenia w momencie odkładania przeczytanej książki na półkę.
Okazało się, że "Wichrowe wzgórza" nie są kolejnym dennym romansem rodem z lektury szkolnej.
O nie!
Teraz szczerze mówiąc, nawet odrobinę się wstydzę, że coś takiego przeszło mi przez myśl.
Mimo że mam wrażenie, że nikt poza naszą narratorką nie był tam o zdrowych zmysłach, wprost pokochałam tę książkę i wiem jedno.
Na pewno do niej jeszcze wrócę.
Niejednokrotnie.