Kto nie zna filmowej adaptacji „Znachora” z roku 1981 z Jerzym Bińczyckim w roli tytułowej? Jerzy Hoffman podjął się realizacji tej adaptacji. Przed II Wojną Światową polscy widzowie również poznali losy doktora Rafała Wilczura. Film wszedł na ekrany kin w 1937, a jego reżyserem był Michał Waszyński. W tym obrazie tytułową rolę zagrał Kazimierz Junosza – Stępowski.
Niedawno skończyłem czytać powieść Dołęgi – Mostowicza. Ponoć pierwowzór miał być scenariuszem. Lecz nie spodobał się. Mostowicz zatem przerobił go na powieść. I jako właśnie powieść losy Rafała Wilczura spodobały się. Można zadać w tym miejscu pytanie co jest w powieści takiego, co nie było w scenariuszu. Domyślam się że opowieść i tu, i tu – podobna. Nie podobna odpowiedzieć na powyższe pytanie. Prawdopodobnie scenariusz zaginął. Na całe szczęście – powieść nie.
Rafał Wilczur to światowej sławy chirurg. Wydaje się, że ma wszystko. Wymarzony zawód, piękną żonę, mieszkanie na połysk. I, oczywiście wdzięczność pacjentów. Ale pewnego dnia …
Tego dnia obchodzili rocznicę ślubu. Zamiast romantycznej kolacji – list pożegnalny. Beata, żona Wilczura, pokochała innego. Tu może zaskoczę: odeszła w ramiona … leśnika. A zatem nie chodziło jej o pieniądze. Najprawdopodobniej miała już dość frazy „żona profesora Wilczura”.
Rafał Wilczur błąka się po mieście. Nie wie co ma ze sobą zrobić. W końcu wstępuje do ciemnej, obskurnej knajpy. Spotyka pijaka – filozofa. Ten zagaduje lekarza. Zauważa że Wilczur ma wypchany portfel banknotami. Jego kompani robią swoje – po ciężkim uderzeniu w głowę lekarz pada nieprzytomny. Pieniądze zmieniają właściciela.
Budzi się bez pamięci. Już nie ma Rafała Wilczura. Jest ktoś kto włóczy się po kraju, nie ma rodziny, dzieci, stałej pracy. I dopóki nie dotarł do młyna w Latolistkach …
Zostawmy treść powieści. Zastanówmy się nad nią. Czym jest „Znachor”? Opowieścią o zagubieniu? Tak – inteligentny człowiek stracił pamięć i nie wie kim jest. Lecz gdy pojawia się romans ( nie powiem kogo z kim) jakby Rafał Wilczur odszedł w cień. Dalsze strony powieści przynoszą tragedię wynikającą bezpośrednio z romansu oraz z plotek, złych słów i drwin z osób które ów romans zawiązały. Wtedy to na pierwszy plan wysuwa się ponownie doktor Wilczur.
W jakiej roli, nie powiem, nie chcę zbyt wiele zdradzać. Podpowiem że jest to bezpośrednia droga do odzyskania pamięci i … czegoś więcej, czegoś nie policzalnego. Domyślam się że wśród Czytelników jest wiele takich osób, które znają któryś z filmów – ekranizacji. Zwłaszcza nieomalże co drugi dzień wyświetlanego „Znachora” Jerzego Hoffmana. A może jest ktoś kto nie zna? Tym bardziej warto omijać w recenzji streszczenia powieści.
Czytając powieść miałem wrażenie, że choć to powieść napisana przeszło siedemdziesiąt lat temu, to jednak czyta się ją jakby została napisana dzisiaj. Język powieści stanowi dobro, dzięki któremu powieść nie traci na świeżości. To prosty, słownikowy język, dzięki czemu przesłanie powieści zrozumie i wykształcony człowiek, ale również człowiek pozbawiony tegoż. Nie liczyłem proporcji zdań pojedynczych do zdań złożonych, lecz wydaję mi się że tych pierwszych jest znacznie więcej. Po prostu zdania złożone, tym bardziej wielokrotnie złożone, męczą mnie. A „Znachor” wcale mnie nie zmęczył. Jest to powieść z tych które chociaż znam z ekranizacji, to jednak czytałem z przyjemnością. Tym bardziej że obie ekranizacje nie są zbyt dokładne. Powieść przynosi odpowiedz na wiele pytań, które zadawałem w czasie oglądania filmów, zarówno Waszyńskiego, jak i Hoffmana. A jakie to pytania? Obejrzyjcie najpierw film. Z pewnością pytania same się pojawią. A odpowiedzi – w powieści.
To jest zrozumiałe, że polecam. Opowieść o zagubieniu z romansem tle. Tak sklasyfikowałem „Znachora” Tadeusza Dołęgi – Mostowicza. I niech tak pozostanie.