„Z przeszłości ważne są wnioski, które powinny nam pomóc w budowaniu jak najlepszej przyszłości.”
Pani Marzena Hryniszak dała się poznać jako twórca wciągających kryminałów, z których ja miałam okazję poznać jej debiutancką powieść „Nie twój interes”. Była to ciekawa historia, więc z chęcią sięgnęłam po jej kolejną książkę pt.: „Fikcyjny ja”, która opowiada o tym, że czasami życie tak dokopie, że chciałoby się zniknąć, najlepiej zmieniając tożsamość i zaczynając wszystko od początku. Tak właśnie zrobił bohater tej książki, który jednak przekonał się, że niezałatwione sprawy w przeszłości prędzej lub później dadzą o sobie znać.
Nazwisko Leopolda Kanta nie ma nic wspólnego ze znanym filozofem epoki Oświecenia Immanuelem Kantem, lecz raczej z kimś, kto oszukuje innych. I tak faktycznie jest, bo nie jest to jego prawdziwa tożsamość. Tytuł powieści wskazuje od razu, że tak właśnie będzie, więc od razu spotykamy bohatera pod tym nazwiskiem, gdy Leopold zaczyna nowe życie w nowym miejscu i otoczeniu. Wydaje mu się, że skutecznie ukrył się przed światem i będzie miał w końcu spokój. Już pierwsze dni w nowym miejscu pokazują, że nie będzie mógł na to liczyć, gdy w progu mieszkania pojawia się starsza sąsiadka i nieoczekiwanie kończy w jego mieszkaniu swoje życie. Pozostawia po sobie nie tylko kłopoty, ale też trzy małe urwisy: Fusia, Urwis i Tola. A do tego okazuje się wkrótce, że drzwi do przeszłości nie zostały przez niego dobrze zamknięte, więc niespodziewanie daje o sobie znać w niebezpieczny sposób.
Okładka sugeruje raczej jakiś komediowy charakter, wskazując bardziej na romans, niż sensację. Nie oddaje ona jednak tego, co faktycznie znajdujemy w środku powieści, więc front nie jest graficznie spójny z jej zawartością. Owszem, jest wyczuwalny humor, zwłaszcza w początkowych rozdziałach, gdy Leopold opowiada o swoich perypetiach zaraz po przeprowadzce, ale można dostrzec inne literackie gatunki, które razem tworzą interesujący splot zdarzeń. Jednak najmniej jest w nim chyba romantycznych uniesień. Trudno więc zaszufladkować ją w jakieś konkretnej dziedzinie, gdyż ma ona wiele nietypowych rozwiązań i oryginalny fabułę.
Najfajniejszym motywem jest ten dotyczący piesków. Ich losy były uroczym dodatkiem do tej historii. Spojrzenie Leopolda na posiadanie trzech psiaków i to w jako sposób do niego trafiły, wywołują uśmiech, a nawet rozczulają, gdy obserwujemy jak zmienia się jego podejście do czworonogów. Z czasem, im dalej podążamy za losami bohatera, tym coraz bardziej sytuacja się zmienia i wkraczają wątki sensacyjno-kryminalne.
Ogólnie powieść czyta się bez problemów, chociaż ja nie przepadam za zbyt długimi tekstami bez dialogów, a tak jest przez większą część pierwszej połowy książki. Znacznie lepsza i bardziej dynamiczna, trzymająca w napięciu jest druga połowa powieści. Do komediowych wątków dołączają obyczajowe, ale też kryminalne, więc robi się coraz bardziej niebezpieczniej i ciekawiej. Akcja przyspiesza i wiele spraw pojawia się szybciej, by na końcu nas zaskoczyć finałowymi epizodami, w których wiele się wyjaśnia, także prawdziwą tożsamość Leopolda Kanta, to kim właściwie jest i dlaczego musiał uciekać przed przeszłością. Autorka dokłada mu coraz więcej kłopotów, niczym kolejne warstwy jakiejś układanki, która robi się coraz pełniejsza i wyrazista.
„Fikcyjny ja” to historia oryginalna, inna niż wszystkie, napisana w dobrym stylu, jednak dla mnie było a dużo stron z opisowym tekstem. Wiele wydarzeń poznajemy jedynie jako opowieść bohatera o jego wcześniejszych dokonaniach i sytuacjach, ale też bieżących sprawach. Narracja jest bowiem prowadzona w pierwszej osobie przez Leopolda, więc znamy tylko jedną perspektywę. Przytłaczająca też może być duża ilość postaci, ale z czasem ich imiona i nazwiska zapadają w pamięć, więc nie miałam problemów z ich rozpoznaniem, gdyż każda z nich jest bardzo charakterystyczna. Jednak na początku można mieć takie poczucie, które mija wraz z poznawaniem kolejnych epizodów. Wydarzenia nie raz są zaskakujące, często biegną wbrew temu, czego można by było się spodziewać, ale najbardziej chyba zaskoczył mnie epilog, a zwłaszcza jego ostatnia scena, która wprowadza element niepokoju, pomimo, że już wszystko się wyjaśniło. W tym momencie nie za bardzo wiedziałam, o co chodzi, ale być może autorka zrobiła sobie furtkę do kolejnej historii.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z autorką i wydawnictwem Lucky
Nowe miejsce, nowe nazwisko, nowa tożsamość - czy to przepis na skuteczne zerwanie z przeszłością? Pod warunkiem, że przeszłość zerwie z tobą. Leopold Kant po przeprowadzce do Polski zaczyna nowe ż...
Nowe miejsce, nowe nazwisko, nowa tożsamość - czy to przepis na skuteczne zerwanie z przeszłością? Pod warunkiem, że przeszłość zerwie z tobą. Leopold Kant po przeprowadzce do Polski zaczyna nowe ż...
Marzena Hryniszczak w książce Fikcyjny ja tworzy pełną napięcia opowieść, w której przeszłość i teraźniejszość ścierają się w nieprzewidywalny sposób. Leopold Kant, główny bohater, przeprowadza się d...
"Nie, nie będę stąd wyjeżdżać. Przynajmniej na razie. Co mi to da? Nawet jeśli jako Leopold Kant nie wtopiłem się w szare tło tak, jak planowałem, to nic mi nie grozi." Mieliście okazję poznać już L...
@kasienkaj7
Pozostałe recenzje @Mirka
Co kryją mury Mulberry Tales?
@Obrazek „Nie wiara wpływa na to, jakimi ludźmi jesteśmy, tylko to, jak sami postrzegamy moralność.” Kilka miesięcy temu skończyłam czytać "The paper dolls", pierw...
@Obrazek „Są słowa, które zapadają człowiekowi głęboko w pamięć.” Czasami spotykamy jakąś osobę, która wydaje się nam znajoma, ale nie jesteśmy w stanie osadzi...