Powroty po latach do niegdyś ulubionych książek bywają trudne i rozczarowujące. Trudne, bo ciężko wygospodarować czas na powtórną lekturę, gdy na rynku dostępnych jest tyle ciekawych pozycji. Rozczarowujące – bo jak wiadomo „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”*. Czas mija, my się zmieniamy, dorastamy, poważniejemy, jesteśmy po prostu innymi ludźmi z często innymi zainteresowaniami. I niekoniecznie zachwyci nas to, co skradło nasze serca lata temu.
W tym wypadku nie ma jednak mowy o żadnym rozczarowaniu. Myślę nawet, że drugie czytanie dało mi więcej – wśród licznych drzew zauważyłam dorodny las. Nie chcę patrzeć na „Lalkę” jak na historię miłosną. Uczucie Wokulskiego do Izabeli Łęckiej nazwałabym raczej fatalnym zauroczeniem, swego rodzaju obsesją, romantyczną ułudą u tego mimo wszystko pozytywistycznego bohatera. A książka ma do zaoferowania czytelnikowi dużo więcej: ciągle aktualną analizę społeczeństwa, świetne kreacje postaci (dobroduszny Rzecki, który zapałał platoniczną miłością do pani Stawskiej, baronowa Krzeszowska i niesforni studenci, doktor Szuman) czy komizm sytuacyjny (tak, Prus miał świetne poczucie humoru!).
W „Lalce” zachwyca jednak przede wszystkim kreacja Stanisława Wokulskiego. Pokonał on wyboistą drogę, aby stać się tym, kim był: naukowcem**, kupcem, idealistą, który jednak potrafił myśl przekuć w czyn. Tragizm jego losu wynikał z tego, że zwykli ludzie nie mogli mu wybaczyć jego awansu społecznego i materialnego, a dla arystokracji nadal pozostawał obcym i gorszym (oczywiście pomijając momenty, kiedy mogli się dzięki niemu wzbogacić). Mimo swoich wysiłków trwał więc w wiecznym rozkroku, ciągle samotny, o krok od spełnienia swoich marzeń, a jednak tak daleko.
Odnoszę wrażenie, że samotność to cecha wszystkich bohaterów powieści. Samotny jest Rzecki, Ochocki czy doktor Szuman. Nie inaczej jest z kobietami: prezesowa Zasławska patrzy na ówczesny świat oczami osoby posiadającej dużo mądrości życiowej, jednak będącej u schyłku życia, a przez to stojącej odrobinę z boku wydarzeń. Samotna jest Helena Stawska, chyba najbardziej wartościowa postać kobieca w „Lalce”. Wreszcie samotna jest Izabela Łęcka.
Tak po ludzku piękna Izabela budzi moją litość. Wbita w ambicję, nienauczona niczego pożytecznego, jest niczym zwierzyna łowna, którą ma upolować jakiś kawaler. Może mieć tylko nadzieję, że myśliwy będzie bogaty. W pannie Łęckiej jak w soczewce skupiają się przywary całej arystokracji. Ludzi pustych, skupionych na sobie, przypisujących swojej klasie ważną rolę dziejową, niesamowicie interesownych, a przy tym często biernych, trawiących czas na błahostkach i miłostkach. Izabela Łęcka nie jest jedyną lalką – są nimi zapewne wszystkie panny wychowane w podobny sposób.
Prus pokazuje jak subiektywny jest osąd każdego człowieka, jak zmienne są jego wyroki na temat ludzi – widać to zwłaszcza w ocenie postaci Wokulskiego. Każdy jego krok był pilnie śledzony przez innych i dosadnie komentowany. Chyba jedynie Rzecki nie powiedział złego słowa o przyjacielu. Cenię sobie książki, które pozostawiają czytelnikowi pole do interpretacji. Dzięki powyższemu zabiegowi to w naszych rękach pozostaje ostateczna ocena bohaterów i ich postępowania.
Co nowego można powiedzieć o książce, o której napisano już chyba wszystko? Można chyba jedynie przedstawić swoje odczucia po lekturze. Wnioski są smutne – upłynęło tyle lat, a ciągle dla wielu liczy się głównie powierzchowność, garstka ludzi czynu jest nieustannie krytykowana i tłamszona przez bierną większość, ilość jest ważniejsza od jakości. Myślę, że „Lalka” nigdy się nie zestarzeje, a każda kolejna lektura tej powieści pozwoli wyciągnąć kolejne wnioski.
* W tej analogii zakładam, że to my jesteśmy ową rzeką.
** Polecam bardzo dobrą książkę Wojciecha Lady „Pożytki z katorgi” o polskich naukowcach na Syberii.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.