W październiku zacząłem studia, które pochłaniają bardzo dużo czasu. W papierze muszę czytać lektury, więc czas na czysto rozrywkowe pozycje jest ograniczony. Wobec tego pozostają mi audiobooki do sprzątania czy mycia naczyń jako miłe wspomnienie wakacji i namiastka wolnego.
Do tej pory nigdy nie słyszałem o Julii Fiedorczuk. Spodobał mi się jednak pomysł na fabułę, więc postanowiłem sięgnąć po audiobooka dostępnego w ramach akcji CzytajPL. To jedno z większych zaskoczeń II połowy roku.
Słowem, które najlepiej opisuje "Dom Oriona", jest chyba impresja. W prozie Fiedorczuk zachwycały mnie plastyczne opisy przyrody i kosmosu, w których zaklęta była chwila, mgnienie oka. Jak motyl na zawsze uwięziony w gablocie kolekcjonera. Można mu się przyglądać z każdej strony i odkrywać coraz to nowsze cuda zdobiące jego skrzydła.
Tekst Fiedorczuk jest też w dużej mierze filozoficzny. Bardzo podobają mi się przemyślenia na temat kosmosu, przyrody czy miejsca człowieka na Ziemi. Wydaje mi się, że autorka szczególnie dobrze opisała tę ostatnią rzecz. Ludzie bowiem z jednej stroni są dla planety źli, eksploatują ją i bezmyślnie niszczą, ale z drugiej są z Ziemią związani od początku i, być może, będą do końca swego istnienia. Planeta jest dla nas matką, karmicielką, której niektórzy nie doceniają. Dla nas wygodne jest zamknąć oczy, a dla Ziemi to tragizm jej istnienia, pewna ironia, absurd egzystencji.
"Dom Oriona" wysuwa skojarzenia z najnowszym filmem w reż. Agnieszki Holland, czyli "Zieloną granicą". Oba teksty kultury poruszają te same tematy, jednakże w książce wątek emigrantów i wydarzeń na polsko-białoruskiej granicy nie jest, wbrew pozorom, wiodący. Obok takich opisów w pozycji występują także przemyślenia bohaterki-narratorki. Ostatecznie to chyba na jej przeżyciach skupia się akcja. Autorka pisze o tym w sposób przyjemny, ale mnie, jako czytelnika, niezbyt interesujący - nie wszystko czytałem z taką samą ciekawością.
Bardzo się cieszę, że trafiłem na książkę Fiedorczuk w takim, a nie innymi okresie. Obecnie mam zaczętych multum powieści, żadnej nie mogę skończyć. Nie odczuwam też ochoty na czytanie - po prostu mi się nie chce przysiąść do książki po 7-8 godzinach spędzonych na uczelni. Wiem, że gdybym "Dom Oriona" przeczytał ze skupieniem, pewnie zwróciłbym uwagę na większą liczbę wątków, odkryłbym nowe, twórcze interpretacje. Jednakże powieścią Fiedorczuk przede wszystkim się zachwycałem, a to też jest ważne (czasami dominujące) podczas czytania.