Z książką "Kasjerka" Tomasza Wandzela miałam dziwne uczucie, jakbym wchodziła do znanej mi już rzeczywistości, ale tym razem jakby trochę mniej ekscytującej. Z przyjemnością zaczęłam lekturę, bo poprzednie tomy tej serii naprawdę mi się podobały. Liczyłam na kolejny dreszczyk emocji, zaskoczenie i błyskotliwe zwroty akcji. I co? Po drodze coś poszło nie tak.
Fabuła, w której kasjerka Kamila Więckowska nie pojawia się w pracy, a z banku znikają prawie dwa miliony złotych, zaczyna się obiecująco. Zagadka nieobecności, martwa kobieta, ślad po pieniądzach... można by pomyśleć, że to kolejna sprawa, która wciągnie na całego. Jednak już po chwili, kiedy zaczęłam czytać, czułam, że coś nie pasuje. Wszystko staje się zbyt przewidywalne, jakby autor nie chciał za bardzo ryzykować. Zagadki, które miały być trudne do rozwiązania, rozwiązują się same, a ja, zamiast ściskać kciuki, ziewałam przy kolejnych stronach.
W porównaniu do poprzednich książek Wandzela "Kasjerka" to jakby próba powtórzenia tego, co wcześniej się sprawdziło, ale bez tej iskry, która czyniła te książki wyjątkowymi. Wciąż dobrze się ją czyta, bo styl autora jest przyjemny, ale nie da się ukryć, że tym razem zabrakło świeżości. Zamiast porywać do końca, książka staje się przewidywalna, wręcz momentami zbyt prosta.
Choć "Kasjerka" nie porwała mnie tak, jak tego oczekiwałam, to wciąż można zauważyć pewne elementy, które sprawiają, że książka nie jest całkowitą porażką. Wandzel wciąż potrafi zbudować odpowiednią atmosferę – ten mroczny klimat zagadki, z wyczuwalnym napięciem, które od początku stara się utrzymać. Problem w tym, że po pewnym czasie zaczęłam się czuć jak widz w kinie, który już zna zakończenie filmu. Kolejne tropy, postacie, nieoczekiwane zwroty… nic z tego nie ma mocy zaskoczenia, bo wszystko dzieje się zgodnie z przewidywaniami.
W dodatku postać komisarza Oczki, którego miałam nadzieję lepiej poznać, tym razem nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Chociaż jest obecny w całej sprawie, to jego charakter wydaje się mniej wyrazisty niż w poprzednich książkach. Jego śledztwo, choć profesjonalne, nie wciąga mnie w taki sposób, jak kiedyś. Może zabrakło tej intensywnej, osobistej nuty, którą autor potrafił przemycać w swoich wcześniejszych tomach. Mimo że Oczko jest bohaterem, w którym drzemie potencjał, to w tej książce czułam się, jakby był jedynie tłem dla fabuły.
Zdecydowanie brakuje tu również bardziej złożonych motywów. Historia ma swoje ciemne strony, ale brakuje im głębi – zrozumienia motywacji bohaterów, ich wewnętrznych konfliktów. Więckowska, choć centralna postać, nie staje się kimś, kto zapada w pamięć. Była raczej jednowymiarowa, a jej tragiczna historia nie porywa mnie emocjonalnie. Może to przez przewidywalność całego śledztwa, które sprawia, że każdy kolejny krok bohaterów jest raczej obowiązkiem niż odkryciem.
Mimo tych wszystkich zastrzeżeń nie będę ukrywać, że książkę czytało się sprawnie. To jedna z tych książek, które można zabrać ze sobą na krótki urlop, by oderwać się na chwilę od codzienności. Jednak po jej zakończeniu, zamiast poczucia satysfakcji, czuję raczej lekkie rozczarowanie, jakbym odbyła podróż, która ostatecznie nie dostarczyła mi tego, czego oczekiwałam. Jeśli jesteście fanami tej serii, pewnie nie przejdziecie obok "Kasjerki" obojętnie, ale jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z Wandzelem, lepiej zacząć od innych książek, które bardziej wciągną i zaskoczą.