Powieść jest kontynuacją przygód Zygmunta Żyznego, Fabiana Zapolskiego, Filipa Daniłowicza, Michała Szyszkowskiego i Myro Giczuka.
Początek II wojny światowej. Dwie jednostki polskiego tajnego wywiadu, jedna w Nowogródku, druga w Moskwie, w ścisłym sztabie NKWD, z powodu działań wojennych przemieszczają się. Przyjaciele muszą się odnaleźć w nowej rzeczywistości i bezpośrednio zetrzeć w walce z wrogami ojczyzny. Pierwsze starcie z rosyjskim wojskiem następuje w Grodnie.
Arkadiusz Wilczewski, jak już pokazał w pierwszej części cyklu, relacjonuje wydarzenia, wpisane w tło historyczne. Nieco nużące są opisy walk o Grodno, ale autor stara się trzymać faktów historycznych związanych z obroną tego miasta. Kiedy jednak działania prowadzą nasi sympatyczni bohaterowie, spoglądamy na to zupełnie inaczej. Wzrusza gotowość cywilnej ludności, w szczególności młodzieży Grodna, do obrony miasta i kłócące się z tym rozkazy dowództwa wojsk polskich. Niestandardowe podejście do rozkazów tytułowych kapitanów sprawia, że akcja nabiera rumieńców. Szczególnie bawią nas pomysły zagrania moskalom na nosie.
Siatka szpiegowska w Moskwie działa bardzo prężnie, ale Michałowi i Myro grozi dekonspiracja. Z racji wojny wzmożone stają się ruchy NKWD, kontrole, które ujawniają nieprawidłowości a raczej wątpliwości i nieścisłości. Ziemia pali im się pod stopami. Zainstalowani w sercu NKWD, zasłużeni, odznaczeni i docenieni, a jednak… ktoś ma wątpliwości. Muszą sobie poradzić z inwigilacją, jaką przygotowali dla nich szefowie.
Porucznicy a teraz kapitanowie nadal się przyjaźnią i nadal działają, aż do czasu, kiedy działania wojenne agresorów niemieckich i rosyjskich sprawiają, że zostają rozdzieleni. Z tego powodu akcja toczy się w czterech różnych miejscach, aż w końcu drogi wszystkich przecinają się.
Na początku w języku powieści nie czuć grozy wojny ani strachu przed atakami Armii Radzieckiej, a tylko kalkulacja działań. Trochę brakuje tych emocji, niepewności, strachu. W końcu wojna to nie zabawa. Jednak to tylko pozory. Na kolejnych stronach już nie jest tak wesoło, giną współtowarzysze broni, przyjaciele. Robi się groźnie, przerażająco, niebezpiecznie. Nikomu nie jest do śmiechu, kiedy zderza się z niebezpieczeństwem. Autor trzyma się faktów, ale, mimo tragicznych wydarzeń i zbierającej żniwo śmierci, okrasza je dużą dawką humoru. Atutem tej powieści jest lekki język, zabawne dialogi bohaterów a także komentowanie ich myśli, np. „I za to, Fabian, bardzo cię lubię. „Muchy nie skrzywdzę, psa nie kopnę, ale jak rozumna istota mnie denerwuje, to nawet zabiję”. Dominuje też gra słów majora Żyznego, która jako polonistkę mnie zauroczyła, np. „Z pustego i salamander nic nie wyczaruje”.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.