Nie ukrywam, że zdecydowanie bardziej do gustu przypadła mi pierwsza część wojaży Justyny i Pauliny. Nie żeby forma dalszej części była inna, bo sposób prezentacji jest ten sam i inspiruje do zwiedzania miejsc przez nie opisywanych. Z pewnością tak się dzieje, ze względu na regiony, które teraz przyszło im przebyć, a które mniej odpowiadają moim zainteresowaniom. Być może tez moja znajomość Ameryki Południowej jest niewielka, bo poszczególne kraje zaczęły mi się zlewać w jedną plamę. Duch eksplorowanych miejsc jest podobny, już choćby ze względu na klimat i warunki pogodowe, tym razem dość niefortunne dla podróżujących (pora deszczowa). Co jednak nie znaczy, że nie nabrałam smaku na podróż do Nowej Zelandii albo Gwatemali.
Przypuszczam też, że pojawiające się tutaj lekkie zniechęcenie podróżniczek wynikało głównie z odmienności w załatwianiu spraw formalnych podczas przekraczania granic. Irracjonalne motywacje urzędników, by nie wydać pozwolenia na wejście do kolejnego kraju tylko dlatego, że nie ma się biletu wyjazdowego, a jedynie na przejazd innym środkiem transportu do kolejnego na trasie kraju ościennego. Włączyło się myślenie abstrakcyjne typu: skoro pragniesz gdzieś wyjechać to musisz mieć ważny bilet na przelot w obie strony, inaczej zaistnieje podejrzenie, iż pragniesz zostać na miejscu na amen. Z pewnością, co drugi Europejczyk z radością zakotwiczyłby na wiele lat w jakimś regionie Ameryki Łacińskiej. Coś takiego na pewno dodałoby kolorytu w naszym szarym życiu;)
Poza takimi incydentami, gdy dociera się do regionów, gdzie aktualnie panuje pora deszczowa, przy tym przychodzi zmierzyć się z miejscami na okrągło obleganymi przez turystów (np.Kostaryka), co wywołuje niechęć wśród gospodarzy, morale dziewczyn podupada znacznie, stąd pojawia się marudzenie. Nie oszukujmy się. W takich warunkach, po miesiącach spędzanych w trasie, mało kto trzymałby fason i wciąż rozglądając się na boki pałałby entuzjazmem. Jak zapewniają bohaterki tej przygody: w porze deszczowej da się podróżować po Azji, ale na pewno nie po Ameryce Środkowej.
Nie podobało mi się to, w jak nieczytelny sposób umieszczono opisy do zdjęć - drobną czcionką i głównie nie pod, a na zdjęciach. A to i tak dobrze, gdyż nie nie można liczyć na podpis przy każdej stronie opatrzonej fotografiami. Do tego niektóre zdjęcia, właśnie te, które miały być świadectwem niespotykanie ubranych mieszkańców odwiedzanych ziem czy bogatej kolorowej flory i fauny były prezentowane w wersji czarno-białej. Co innego widok na morze, góry, wschody/zachody słońca, przestrzeń otwartą, bo to dla większości uniwersalne zjawiska, z którymi często się spotykamy.
Na pierwszy rzut oka łatwo spostrzec, iż pierwsza część jest dużo bogatsza w treść, gdy dalej Autorki skupiły się na zwięzłych meldunkach i powiększonym formacie zdjęć. Dlatego część druga wygląda na uboższą wersję pierwszej i wydaje się mniej intensywna w doświadczaniu przez bohaterki tej części świata.