W książce Jesień cudów autorka bierze na warsztat niezwykle kontrowersyjny temat objawień i wiary skonfrontowanych z codziennym sceptycyzmem jednych i daleko idącym fanatyzmem drugich. Całość w konwencji dramatu sądowego, dość częstego dla tej pisarki zabiegu. Plusem tego ostatniego jest to, że można wtedy poznać racje sporne i różne punkty widzenia.
Stara prawda mówi, że Bóg objawia się maluczkim. Zgodnie z nią 7-letnia Faith zaczyna nagle twierdzić, że rozmawia z Bogiem. Wszystko zaczyna się od dnia, gdy wróciwszy z mamą wcześniej do domu zastają ojca z inną kobietą. Rodzina się rozpada, mama - Mariah wpada w depresję, tata - Colin wyprowadza się i po bardzo szybko przeprowadzonym rozwodzie żeni się ponownie.
Mariah początkowo nie bierze słów córki poważnie, ale kiedy Faith dokonuje kilku cudownych uzdrowień, a niedługo potem na jej dłoniach pojawiają się stygmaty, sprawa przybiera bardzo poważny obrót. Wieści rozchodzą się lotem błyskawicy, rozpętuje się istny cyrk medialny, pod domem Mariah i Faith zaczynają koczować dziennikarze, wścibscy gapie, chorzy liczący na wyzdrowienie, a nawet członkowie zgromadzeń i grup religijnych. Pikanterii dodaje fakt, że Faith jest Żydówką i w dodatku nie praktykującą. Wielu zatem zastanawia się, dlaczego właśnie ona, jak ona to robi i jaki udział ma w tym jej matka. Autorka prezentuje czytelnikowi kilka perspektyw, podaje sporo propozycji wyjaśnienia całej sprawy, a robi to na tyle umiejętnie, że do końca nie jest się pewnym, co jest prawdą, a co wymysłem, czy to cud, czy sprytna mistyfikacja. Ja sama w którymś momencie straciłam pewność. Obserwujemy głowiących się nad fenomenem Fatih rabinów i księży katolickich, dziennikarzy - łowców tanich sensacji, kuratorów społecznych, psychiatrów i prawników. Każdy z nich na swój sposób zmaga się z tym; po jednych to spływa, inni przechodzą wewnętrzną przemianę.
Na pochwałę zasługuje kreacja postaci Mariah, matki Faith. Dochodzi do siebie po zdradzie męża i rozwodzie, a potem stara się chronić córkę, mając na względzie dobro dziecka, nawet kosztem własnego. Nie jest waleczną heroiną, ale zwykłą kobietą, postawioną w dość nietypowej sytuacji. Nie wpływa na córkę, nie zmusza jej do zmiany stanowiska czy zachowania. Jednak cały czas szuka odpowiedzi i bierze pod uwagę każdą opcję.
Sama Faith, pogodna siedmiolatka dzielnie znosi ukrywanie się przed dziennikarzami, rozmawia z księżmi i kuratorką, a cały szum medialny, spowodowany przecież jej osobą wydaje się dziać jakby poza nią. To co dla dorosłych jest wielką atrakcją, dla dziecka nie ma znaczenia.
Zapytacie pewnie: czy to był cud, czy nie?
Tego zdradzić nie mogę, ale powiem, że docieranie do sedna sprawy i poznanie prawdy jest czytelniczą przyjemnością. Widać, że autorka starannie do tematu się przygotowała i rozmawiała z wieloma ludźmi, choć jak sama mówi, czasem na dźwięk tego tematu po prostu zamykano jej drzwi przed nosem.
Ciekawy jest także fakt, że często modlimy się o cuda, chcielibyśmy by się wydarzyły, a gdy faktycznie mają miejsce, większość zamiast uwierzyć i za nie dziękować, od razu zakłada, że to oszustwo i za wszelką cenę stara się to udowodnić. Być może modlimy się o zbyt spektakularne cuda? A czy głęboka miłość matki do dziecka, uczucie między dwojgiem, pozornie nie pasujących do siebie ludzi, czy modlący się wspólnie ksiądz i rabin to nie cuda? Być może mają one nieco mniejszy kaliber, ale na pewno w konkretnych sytuacjach cudami są.
Książka Jesień cudów daje do myślenia, każe na wiele spraw spojrzeć inaczej, nie pozwala o sobie szybko zapomnieć. Na pewno jeszcze nie raz do niej wrócę.
Polecam serdecznie.
Autor: Jodi Picoult
Tytuł: Jesień cudów
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Stron: 526
Moja ocena: 10/10
opublikowana także na blogu:
http://edytka28.blogspot.com/