Doskonale wiem jak to jest żyć w nieświadomości, iż książki jakiegoś autora są genialne. Świetnie zdaję sobie sprawę, że życie jest tylko jedno a do tego ograniczone czasowo przez różne obowiązki. Nie sposób wręcz poznać wszystkich autorów, choćby wybrać tylko tych, których po prostu "musimy" poznać literacko. Tak właśnie było z twórczością Sarah Jio, o której po raz pierwszy usłyszałam i poznałam recenzje jej książek, gdy publikowałam na swoim blogu gościnne recenzje Anety K. To dzięki jej zachwytom postanowiłam skusić się w kwietniu na "Marcowe fiołki" a w lipcu na "Dom na plaży". Wtedy to zostały bowiem wydane po raz drugi. Skoro teraz przyszła kolej na "Jeżynową zimę" możecie sami wyciągnąć wniosek - pokochałam styl pisania Sarah Jio.
Claire jest dziennikarką jednej z gazet w Seattle. Kiedy obudzi się pewnego majowego poranka 2010 roku odkryje ze zdziwieniem, że miasto pokryte jest nie opadłym z drzew kwieciem a ... śniegiem. Tak nietypowe zjawisko miało już kiedyś miejsce w roku 1933 i otrzymało określenie "jeżynowej zimy". Kiedy Claire udaje się dotrzeć do redakcji dostała zlecenie napisania obszernego artykułu na temat zimy w środku lata. Poszukując interesujących materiałów bohaterka natrafia na historię zaginięcia trzyletniego Daniela, właśnie podczas poprzedniej jeżynowej zimy. Matka chłopca wychowywała go samotnie a tamtej nocy musiała pójść do pracy. Położyła synka spać a kiedy wróciła, zastała mieszkanie puste. Nietrudno wyobrazić sobie co czuła Vera, kiedy każdy kolejny dzień przynosił jej ogromną pustkę oraz zupełny brak informacji na temat zaginionego dziecka. Do czego jest zdolna matka, by odzyskać swoje dziecko? Dlaczego Vera sama wychowywała synka? Czy naprawdę nie było nikogo, kto pomógłby kobiecie w odnalezieniu małego i bezbronnego chłopca? A może był, ale jego cena była zbyt wysoka?
Claire całkowicie oddaje się historii dotyczącej zaginięcia Daniela. Obiecała sobie, że zrobi wszystko, by dotrzeć do prawdy i dowiedzieć się dlaczego Vera straciła dziecko. Ta sprawa jest kobiecie tym bardziej bliska, gdyż rok temu sama doznała dojmującego uczucia bólu i straty swojego nienarodzonego dziecka. Przez ten rok trudno jej było się pozbierać a nawet mąż nie był wystarczającym wsparciem. Teraz jej małżeństwo przeżywa poważny kryzys, bowiem Ethan woli przebywać ze swoją byłą niż z Claire a co za tym idzie, brnie w kłamstwa i odsuwa się od żony. Dziennikarka zaś spędza sporo czasu z właścicielem Cafe Lavano oraz prowadząc kolejne rozmowy wyjaśniające zaginięcie Daniela. Przeżywa więc tak naprawdę trzy straty: swojego dziecka, dziecka Very, a także niejako utratę męża. Nie wierzy bowiem, że między nimi może się jeszcze ułożyć. Czy zdoła sobie z tym wszystkim poradzić? Czy wybaczy sama sobie z powodu wypadku, w wyniku którego zmarło jej dziecko? Jak zareaguje na fakt, iż zniknięcie chłopca przed wielu laty wiąże się ściśle z historią rodziny jej męża? Aż wreszcie czy uda jej się odnaleźć Daniela, żywego lub martwego?
Autorka stworzyła doskonały kąsek literacki. Jest to nie tylko powieść obyczajowa, znajdziemy tu również elementy kryminalne. Są morderstwa, porwania, tajemnice i zwroty akcji, czyli nie można się nudzić. Ponadto pojawia się również wątek z "Marcowych fiołków" i niejako dalsze losy bohaterki - Emily. Książka jest niewątpliwie wyciskaczem łez dla wrażliwszych czytelniczek, gdyż nie jest łatwo przejść obojętnie nad losem małego dziecka, którego los długo pozostaje zagadką. Autorka poruszyła - oprócz powyższych - wiele ważnych tematów między innymi miłość między ludźmi z różnych sfer, poświęcenie, czy życie samotnych matek na początku XX wieku. Może dla niektórych jest to książka jakich wiele, zwykłe czytadło szybko umykające z pamięci. Jednak uważam, że Sarah Jio ma wyjątkowy dar ujmowania historii w piękny język literacki. Do mnie on przemawia wylanymi łzami, dreszczykiem emocji oraz mnóstwem wydarzeń, których się nie spodziewałam, a były dla mnie wzbogaceniem powieści.